Lyrics
: Jacek Kaczmarski
| F B F C |
Ta pierwsza morska podróż do Australii! | F B |
Łotry przy burtach, prostytutki w kojach – | F C |
Wszyscy się bali, łkali i rzygali | F B |
W drodze do raju. Przewrotności Twoja | F C |
Panie, coś w jeszcze nam nieznanych planach | d g |
Miał czarne diabły strzegące wybrzeży | d a |
Edenu, który przeznaczyłeś dla nas, | B C F |
A w który nikt, prawdę mówiąc, nie wierzył! | B C d ( B F C ) |
| | Czym żeśmy, marni, zasłużyli na to? |
Ten, co zawisnąć miał za kradzież płaszcza – |
Płakał nad swoją niechybną zatratą; |
Nie widział Ciebie w robaczywych masztach |
Statku, co tylko był więzieniem nowym; |
Tej, co kupczyła ciałami swych dziatek – |
Ani przez mgnienie nie przyszło do głowy, |
Ze to nadziei - nie rozpaczy statek. |
| | Niejeden żołnierz z ponurej eskorty |
(Bo czym się los ich od naszego różnił?) |
Wiedział, że nigdy już nie ujrzy portu, |
Gdzie go podejmą karczmarze usłużni |
I płatne dziewki; że zabraknie rumu |
Zanim do celu przygnasz okręt szparki. |
Z marynarzami pili więc na umór |
I - wbrew zakazom - grali o więźniarki. |
| | Prawda, nie wszyscy próby Twe przetrwali, |
Ale też ciężkoś nas doświadczał, Panie: |
Nie oszczędzałeś nam wysokiej fali, |
Za którą mnogim przyszło w oceanie |
Zakończyć żywot; innym dziąsła zgniły, |
Wypadły zęby, rozgorzały wrzody... |
Więc znaczą nasz zielony szlak mogiły |
Szkorbutu, szału, francuskiej choroby. |
| | Nikt nie odnajdzie w ruchomych otchłaniach |
Ciał nieszczęśników - oprócz Ciebie, Boże. |
Ich żywot grzeszny epitafiów wzbrania, |
Lecz - ukarani. Więc wystarczy może, |
Żeś się posłużył straszliwym przykładem: |
Oni naprawdę dotarli do piekieł, |
A umierając nie wierzył z nich żaden, |
Ze w swym cierpieniu umiera - człowiekiem. |
| | Ląd nam się wydal niegościnny, dziki; |
Łotr bez honoru, kobieta sprzedajna |
Z dnia na dzień -jak się ma stać osadnikiem |
Nieznanych światów? Bo rozpoznać Raj nam |
Nie było łatwo; znaleźć w sobie siłę, |
Wbrew przeciwnościom, bez słowa zachęty |
By mimo wszystko żyć - nim nam odkryłeś |
Kraj szczodry w zboże, złoto i diamenty. |
| | Łajdacki pomiot, łotrowskie nasienie |
Czerpiąc ze spichrza Twoich dóbr wszelakich- |
Choć tyle wiemy własnym doświadczeniem: |
W nas jest Raj, Piekło – i do obu - szlaki. |
W nas jest Raj, Piekło – i do obu - szlaki. |
W nas jest Raj, Piekło – i do obu - szlaki. |
| | | |
Tyle już minęło dni, | a C |
Czas wysuszył z oczu łzy, | d a |
Żaden list nie czeka na mnie już | F C a |
| | Gdyby pociąg szybciej biegł | a C |
Byłbym w domu jeszcze dziś, | d a |
Jeszcze 900 mil, tam gdzie mój dom. | C E a |
| | Oddam wszystko to, co mam, |
Oddam wam pierścionek swój |
I walizkę swoją oddam wam. |
| | Gdyby pociąg szybciej biegł |
Byłbym w domu jeszcze dziś, |
Jeszcze 900 mil, tam gdzie mój dom. |
| | Pociąg, który wiezie mnie, |
Ma wagonów chyba sto, |
Stukot kół już słychać na sto mil. |
| | Moja miła czeka mnie |
Żebym wrócił do niej znów |
Jeszcze 900 mil tam, gdzie mój dom |
| | Gdy dziewczyna powie - nie, |
Nie wyruszę nigdzie już. |
Wrócę do rodzinnych moich stron |
| | Gdyby pociąg szybciej biegł |
Byłbym w domu jeszcze dziś, |
Jeszcze 900 mil, tam gdzie mój dom. |
| | Już z wagonu widać ja, |
Już z peronu widać ją, |
Stoi, trzyma w dłoniach bukiet róż |
| | Lecz nie dla mnie kwiaty te, |
Inny chłopak dostał je, |
jeszcze 900 mil tam, gdzie mój dom |
| | | |
Lyrics
: Agnieszka Osiecka
Są małe stacje wielkich kolei, | D h |
Nieznane jak obce imiona, | G D |
Małe stacje wielkich kolei, | G D |
Jakiś napis i lampa zielona. | e A |
| | Na takiej stacji dawno już temu | D h |
Z daleka jadąc- daleko, | G D |
Widziałem dziewczynę w niebieskim szaliku, | G D |
Jak piła gorące mleko. | A D |
| | Teraz tamtędy nigdy nie jeżdżę | G D |
I miasto moje daleko, | G D |
A myślę czasami o tamtej dziewczynie, | G D |
Jak piła gorące mleko. | A D |
| | I nieraz chciałbym aby tu była- | G D |
Może to miało by sens. | G D |
Jak ona śmiesznie to mleko piła | G D |
Gapiąc się na mnie spod rzęs... | A D |
| | Mam swoje sprawy, inne podróże |
I nie tamtędy droga. |
Lubię ulice wesołe i długie |
I kolorowe światła na rogach. |
| | Może ma chłopca tamta dziewczyna, |
Może wybrała się w świat. |
Albo po prostu jest głupia, |
Jak jej siedemnaście lat... |
| | Z resztą to przecież nie ma znaczenia- |
Mieszkam naprawdę daleko, |
A myślę czasem o tamtej dziewczynie, |
Jak piła gorące mleko... |
| | I nieraz chciałbym, aby tu była- |
Może to miało by sens. |
Jak ona śmiesznie to mleko piła, |
Gapiąc się na mnie spod rzęs... |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Music
: Jacek Kaczmarski
Siedzieliśmy w poczekali, bo na zewnątrz deszcz i ziąb | a E7 a |
Do pociągu sporo czasu jeszcze było – | G E7 |
Można zatem wypić kawę albo rzucić coś na ząb, | a E7 a |
Bo nikt nie wie, kiedy człek znów napcha ryło. | G E7 |
| | Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst, | a G |
Więc rzucamy się do wyjścia na perony, | F E |
Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk: | a G F E |
– To nie wasz pociąg – ogłosiły megafony. | F E |
| | Uwierzyliśmy megafonom. | a G a |
Uprzejmie wszak ostrzegły nas | E a |
Po co stać w deszczu na peronie, | a G C E |
Skoro przed nami jeszcze czas ? | a G a |
| | Żarcie szybko się skończyło, nuda zagroziła nam, |
Zaczęliśmy drzemać, marzyć i flirtować, |
Ktoś przygrywał na gitarze, zanucili tu i tam, |
Zaciążyły nam do tyłu nasze głowy. |
| | Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst, |
Więc ospale podnosimy się z foteli. |
Ale w miejscu nas zatrzymał już znajomy zgrzyt i pisk: |
– To nie wasz pociąg – przez megafon powiedzieli! |
| | Uwierzyliśmy megafonom! |
Pomarzyć w cieple – dobra rzecz. |
Po co stać w deszczu na peronie, |
Zamiast w fotelu miękkim lec?! |
| | Po marzeniach przyszła kolej na dziewczyny oraz łyk, |
Co pozwolił nam zapomnieć o czekaniu ! |
A tymczasem za oknami n – ty już się puszył świt |
I poczuliśmy się trochę oszukani ! |
| | Więc gdy znowu kół stukoty usłyszeliśmy i świt |
W garść się wzięliśmy i dalej ! – na perony ! |
Lecz zatrzymał nas na progu już znajomy zgrzyt i pisk: |
– To nie wasz pociąg ! – Ogłosiły megafony. |
| | Uwierzyliśmy megafonom ! |
W końcu nie było nam tak źle. |
Po co stać w deszczu na peronie, |
Gdzie z wszystkich stron wichura dmie ? |
| | Uderzyło nas jak gromem, spojrzeliśmy wreszcie w krąg, |
A już wiele, wiele świtów przeminęło ! |
I patrzymy w starcze oczy, powstrzymując drżenie rąk – |
Zadziwieni, gdzie się życie nam podziało ?! |
| | Wybiegamy na perony, lecz na torach leży rdza, |
Semafory, hen pod lasem – opuszczone ... |
Żaden pociąg nie zabierze już z tej poczekalni nas, |
Milczą teraz niepotrzebne megafony ... |
| | I gorzko się zapatrzyliśmy |
W zabrane nam dalekie strony |
I w duszach swych przeklinaliśmy |
Tę łatwą wiarę w megafony. |
| | | |
A w Beskidzie rozzłocony buk | G C D G |
A w Beskidzie rozzłocony buk | G C G D |
Będę chodził Bukowiną | C D |
Z dłutem w ręku | G |
By w dziewczęcych twarzach | C |
Uśmiech rzeźbić | G |
Niech nie płaczą już | C D |
Niech się cieszą po kapliczkach | C D |
Moich dróg. | G |
| | Beskidzie, malowany cerkiewny dach | G C D G |
Beskidzie, zapach miodu w bukowych pniach | G C H7 e |
Tutaj wracam, gdy ruda jesień | C D |
Na przełęcze swój tobół niesie | G C |
Słucham bicia dzwonów | G |
W przedwieczorny czas | C D |
| | Beskidzie, malowany wiatrami dom |
Beskidzie, tutaj słowa inaczej brzmią |
Kiedy krzyczę w jesienną ciszę |
Kiedy wiatrem szeleszczą liście |
Kiedy wolność się tuli w ciepło moich rąk | G C D |
Gdy jak źrebak się tuli do mych rąk. | C D G |
| | A w Beskidzie zamyślony czas |
A w Beskidzie zamyślony czas |
Będę chodził gór poddaszem |
By zerwanych marzeń struny | G C |
Przywiązywać niespokojnym dłoniom drzew | G C D |
Niech mi grają na rozstajach | C D |
Moich dróg. | G |
| | Beskidzie, malowany cerkiewny dach |
Beskidzie, zapach miodu w bukowych pniach |
Tutaj wracam, gdy ruda jesień |
Na przełęcze swój tobół niesie |
Słucham bicia dzwonów |
W przedwieczorny czas |
| | Beskidzie, malowany wiatrami dom |
Beskidzie, tutaj słowa inaczej brzmią |
Kiedy krzyczę w jesienną ciszę |
Kiedy wiatrem szeleszczą liście |
Kiedy wolność się tuli w ciepło moich rąk |
Gdy jak źrebak się tuli do mych rąk. |
| | | |
Lyrics
: Andrzej Kopeć
Music
: Andrzej Kopeć
Gdy ci zbrzydnie życie szare | F |
I uczelni mury stare, | C |
Gdy dziewczyna kosza da, | d |
Gdy cię chłopak za nic ma. | A d C |
| | Bimbaj, bimbaj na potęgę, |
Rzuć w diabły tę mordęgę, |
Rzuć pióro, zamknij księgę, |
Przestań wreszcie kwękać raz. |
| | Choć z nami na włóczęgę, |
Choć z nami na łazęgę, |
Choć z nami na włóczęgę |
Ruszaj z nami póki czas. |
| | Gdy cię znudzi jazgot miasta |
Gdy ci krzesło w ... plecy wrasta |
Gdy kłopotów masz już dość |
Gdy cię na świt bierze złość. |
| | Bimbaj, bimbaj na potęgę, |
Rzuć w diabły tę mordęgę, |
Rzuć pióro, zamknij księgę, |
Przestań wreszcie kwękać raz. |
| | Choć z nami na włóczęgę, |
Choć z nami na łazęgę, |
Choć z nami na włóczęgę |
Ruszaj z nami póki czas. |
| | Gdy stołówka żarciem truje |
Gdy się niewyraźnie czujesz |
Gdy na wojsku męczą cię |
Gdy masz tego dość, psia krew. |
| | Bimbaj, bimbaj na potęgę, |
Rzuć w diabły tę mordęgę, |
Rzuć pióro, zamknij księgę, |
Przestań wreszcie kwękać raz. |
| | Choć z nami na włóczęgę, |
Choć z nami na łazęgę, |
Choć z nami na włóczęgę |
Ruszaj z nami póki czas. |
| | Ktoś tam czeka w sinej dali |
A my leżym tu na hali |
Precz kłopoty, precz frasunki |
Gdy z kumplami sączym trunki. |
| | | |
Okręt nasz wpłynął w mgłę i fregaty dwie, | e D C a |
Popłynęły naszym kursem by nie zgubić się. | e D G H |
Potem szkwał wypchnął nas poza mleczny pas | e D C a |
I nikt wtedy nie przypuszczał, że fregaty śmierć nam niosą. | e D G H |
| | Ciepła krew poleje się strugami, | G D e h |
Wygra ten, kto utrzyma ship. | C D e |
W huku dział ktoś przykryje się falami, | G D e h |
Jak da Bóg, ocalimy bryg. | C D e |
| | Nagły huk w uszach grał i już atak trwał, |
To fregaty uzbrojone rzędem w setkę dział. |
Czarny dym spowił nas, przyszedł śmierci czas, |
Krzyk i lament mych kamratów, przerywany ogniem katów. |
| | Ciepła krew poleje się strugami, |
Wygra ten, kto utrzyma ship. |
W huku dział ktoś przykryje się falami, |
Jak da Bóg, ocalimy bryg. |
| | Pocisk nasz trafił w maszt, usłyszałem trzask, |
To sterburtę rozwaliła jedna z naszych salw. |
"Żagiel staw" krzyknął ktoś, znów piratów złość, |
Bo od rufy nam powiało, a fregatom w mordę wiało. |
| | Ciepła krew poleje się strugami, |
Wygra ten, kto utrzyma ship. |
W huku dział ktoś przykryje się falami, |
Jak da Bóg, ocalimy bryg. |
| | Z fregat dwóch tylko ta pierwsza w pogoń szła, |
Wnet abordaż rozpoczęli, gdy dopadli nas. |
Szyper ich dziury dwie zrobił w swoim dnie, |
Nie pomogło to psubratom, reszta z rei zwisa za to. |
| | Ciepła krew poleje się strugami, |
Wygra ten, kto utrzyma ship. |
W huku dział ktoś przykryje się falami, |
Jak da Bóg, ocalimy bryg. |
| | Po dziś dzień tamtą mgłę i fregaty dwie, |
Kiedy noc zamyka oczy, widzę w moim śnie. |
Tamci, co śpią na dnie, uśmiechają się, |
Że ich straszną śmierć pomścili bracia, którzy zwyciężyli. |
| | Ciepła krew poleje się strugami, |
Wygra ten, kto utrzyma ship. |
W huku dział ktoś przykryje się falami, |
Jak da Bóg, ocalimy bryg. |
| | | |
Lyrics
: Tom Borkowski
Music
: Izolda Trojanowska
Performer
: Na Bani
Życia mniej z każdym oddechem | e D |
Za odpowiedź tylko echo | C H7 |
Więc tu na szczytach o nic nie pytam | C D e |
| | Ktoś w góry szedł spotkać Boga | e D9 |
A tu świat leży odłogiem | C7 |
Dokoła pusto, | H7 |
tylko chmur lustro | C D9 e |
| | Ja – jako anioł i Bóg sam - | e D9 C7 |
Oko opacznie puszczam | C7 |
Na niby w niebie macham do siebie | a7 D9 e |
| | Sam siebie wywracam na nice | e D9 C7 |
W Boga złamane odbicie | C7 |
Z przeciwnej strony duch urojony | a7 D9 e |
| | Nic nie ma tam ponad nami | e D C |
Ten szczyt zdobyliśmy sami | E7/4 |
I nikt świata ciężaru nie dźwignie za nas | e D C E7/4 |
| | Tu też was Bóg nie usłyszy | e |
Lepiej zrozumcie tę ciszę | A9 |
I lepiej by go nie było – gdzie jest ta miłość? | C D9 e |
| | Ta ścieżka jest pusta jak kosmos |
Stromizny rosną i rosną |
I gdzieżby tu pomóc miał Bóg? |
| | Nie Bóg nam wytycza szlaki |
Nie stawia przy drodze znaków |
Zdać się już lepiej na losy ślepe |
| | A my życie mamy jedno |
Raz tylko trafiamy w sedno |
Nie sięgaj w przód, prawda jest tu |
| | I nieba nie ma pod Bogiem |
Ono i piekło są w tobie |
Żyj na własną rękę, nie zdjęty lękiem |
| | Nic nie ma tam ponad nami |
Ten szczyt zdobyliśmy sami |
I nikt świata ciężaru nie dźwignie za nas |
| | Tu też was Bóg nie usłyszy |
Lepiej zrozumcie tę ciszę |
I lepiej by go nie było – co to za miłość? |
| | | |
Performer
: Wolna Grupa Bukowina
Chodzą ulicami ludzie | G D |
Maj przechodzą lipiec grudzień | e h |
Zagubieni wśród ulic bram | C G D |
Przemarznięte grzeją dłonie | G D |
Dokądś pędzą za czymś gonią | e h |
I budują wciąż domki z kart | C G D |
| | A tam w mech odziany kamień | C G |
Tam zaduma w wiatru granie | C G |
Tam powietrze ma inny smak | C G D |
Porzuć kroków rytm na bruku | C G |
Spróbuj-znajdziesz jeśli szukać | C G |
Zechcesz nowy świat własny świat | C G D |
| | Płyną ludzie miastem szarym |
Pozbawieni złudzeń marzeń |
Omijają wciąż główny nurt |
Kryją się w swych norach krecich |
I śnić nawet o karecie |
Co lśni złotem nie potrafią już |
| | A tam w mech odziany kamień |
Tam zaduma w wiatru granie |
Tam powietrze ma inny smak |
Porzuć kroków rytm na bruku |
Spróbuj-znajdziesz jeśli szukać |
Zechcesz nowy świat własny świat |
| | Żyją ludzie asfalt depczą |
Nikt nie krzyknie każdy szepcze |
Drzwi zamknięte zaklepany krąg |
Tylko czasem kropla z oczu |
Po policzku w dół się stoczy |
I to dziwne drżenie rąk |
| | A tam w mech odziany kamień |
Tam zaduma w wiatru granie |
Tam powietrze ma inny smak |
Porzuć kroków rytm na bruku |
Spróbuj-znajdziesz jeśli szukać |
Zechcesz nowy świat własny świat |
| | | |
Lyrics
: Edward Stachura
Performer
: Stare Dobre Małżeństwo
Posłuchaj porzucony przez nią | e G |
Nieznany mój przyjacielu | D D7 |
W rozpaczy swojej nie wychodź na balkon, nie wychodź | C G D D7 |
Do bruku z góry nie przychodź, nie przychodź, nie przychodź | C G D D7 |
Na smugę cienia nie wbiegaj | e G |
Zaczekaj trochę zaczekaj | C G D G |
| | Posłuchaj porzucona przezeń |
Nie znana mi przyjaciółko |
W rozpaczy swojej nie wychodź na balkon, nie wychodź |
Do bruku z góry nie przychodź, nie przychodź, nie przychodź |
Na smugę cienia nie wbiegaj |
Zaczekaj trochę zaczekaj |
| | Przysięgam wam, że płynie czas, | e G |
Że płynie czas i zabija rany | C G |
Przysięgam wam, przysięgam wam | e D |
Przysięgam wam, że płynie czas, że | e G |
Zabija rany – przysięgam wam! | C G D |
| | Tylko dajcie mu czas | e |
Dajcie czasowi czas | D e |
| | Zwólcie czarnym potoczyć się chmurom | C G D |
Po was, przez was i miedzy ustami | C G |
I o to dzień przychodzi – nowy dzień | C G D |
One już daleko, daleko, za górami | C G D |
| | Tylko dajcie mu czas |
Dajcie czasowi czas |
| | Bo bardzo, bardzo, bardzo szkoda byłoby nas | C G D |
Bo bardzo, bardzo, bardzo szkoda byłoby nas |
Bo bardzo, bardzo, bardzo szkoda byłoby nas |
| | Tylko dajcie mu czas |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Music
: Jacek Kaczmarski
Date
: 1995
Nie nauczono mnie paciorka, | A D A D |
Nigdy nie byłem u spowiedzi, | A D A A7 |
Więc od czupryny do rozporka | D G D G |
Niejeden diabeł we mnie siedzi. | D G D C0 |
| | Prócz tych, co dbają o natchnienie | E A |
Samopoczucie i rozkosze, | Cis D |
Szczególnie tego sobie cenię, | C0 A Cis fis |
Którego w kręgosłupie noszę. | D E A D |
| | Tak mi usztywnił karku kręgi, |
Że mimo groźby i namowy – |
Ani kazanie, ani pręgierz |
Nie zdoła mi pochylić głowy. |
| | Nie, żebym nie chciał! Wręcz zazdroszczę |
Tym, co potrafią ujść zataraty |
I łączą swe talenty owcze |
W stada wzajemnej aprobaty. |
| | Przez to kalectwo – zdrowych ranię, | C F C F |
Na pogodzonych ściągam biedę, | C F C C7 |
Wszelkie zbiorowe pojednanie | F B F B |
Obracam w „jedność – minus Jeden”. | F B F C0 |
| | Ani nie bronię się pogardą, | G C |
Ani nie brudzę się popiołem, | E F |
Lecz będę żył i umrę – hardo, | C0 C E F |
Chcąc nie chcąc – z podniesionym czołem. | F G C |
| | Jeżeli hardzi Stwórcę brzydzą – |
Niech mi odmówi odkupienia. |
Choć chyba mnie zrozumie, widząc, |
Że też samotnie trwa w przestrzeniach. |
| | Bo czym są moje grzechy małe, |
Gdy On pokornych ma miliony. |
Rzadko mu głowę zawracałem |
I tylko – w imię odtrąconych. |
| | | |
Performer
: Zgórmysyny
Jeszcze księżyc na dobre nie poszedł spać, uśmiech gwiazd nie zniknął z nieba | A A7+ |
A ciągle snują się po morzu cienie... | A7 D7+ |
Tych, co przed laty w morze wyszli, by pracą złożyć hołd | D A fis |
Tafli, na której z uśmiechem odbity obraz zmęczonych rąk. | h E |
| | Widać jak krople potu lekko na fali drżą |
Wytchnienia szukając w tańcu z wiatrem, co w żagle duszę tchnął |
Zmęczone powieki portów wspomnienie zabierze tam |
Gdzie syren śpiew kołysze do białego dnia. |
| | Neptunie, przytul do snu tych, co na zawsze będą pływać już | A fis cis D |
Ukołysz w rytmie fal bijących o stromy brzeg | A fis h E |
A pod poduszkę włóż spokój wędrujących dusz | A fis cis D |
Niech czują dzisiaj co ja, by jutro znów płynąć w dal. | A fis h E A |
| | Zapisane wśród obłoków, co korabiem płyną w dal |
Są sekrety, które wiatr osłania, zakochany w szumie fal |
Morski prąd je lekko nosi, z nowych dni układa rym |
W inwokacji wznosi modły, by nie zginął dzisiaj nikt |
| | Prawdy z głębin oceanów pozostaną gdzieś na dnie |
Morskich wód spienionych fale niech przypominają, że |
Tajemnice śpią we wrakach, choć czasami budzą się |
Snując się po morskich szlakach nucą cicho pieśń. |
| | Neptunie, przytul do snu tych, co na zawsze będą pływać już |
Ukołysz w rytmie fal bijących o stromy brzeg |
A pod poduszkę włóż spokój wędrujących dusz |
Niech czują dzisiaj co ja, by jutro znów płynąć w dal. |
| | | |
Lyrics
: George Brassens
Translation
: Filip Łobodziński
W naszej wsi bezbronnego kotka znalazła w trawie raz Margot | A A7 D |
A że sama była sierotką, wzięła go | h fis E A |
Był malutki jeszcze, więc chciała jakąś poduszkę zdobyć mu | A7 D |
A jedyną, jaką znalazła, był jej biust | h E A D |
Kotek wziął ją za swoją mamę i ssać zaczął dzielną Margot | h fis h fis |
Ona zaś ze wzruszenia nagle straciła głos | h fis h fis |
Syn sołtysa właśnie przechodził, ujrzał rzadki obrazek ten | h fis h fis |
I poleciał z nowiną do wsi – a na drugi dzień | h fis E A |
| | Gdy Margot stanik swój rozpinała | A A7 D D6 D |
By miał kotek, biedactwo, co ssać | D Dzm7 D |
Biegła nas, biegła nas cała zgraja | D H E A |
By popa-pa-pa-pa-pa-patrzeć | D |
By popa-pa-pa-pa-pa-pa | B |
A niewinna Margot przypuszczała |
Że do kotka, co z jej piersi ssał |
Biegła nas, biegła nas cała zgraja |
By popa-pa-pa-pa-pa-patrzeć |
By popa-pa-pa-pa-pa-pa |
| | Nauczyciel lekcje porzucił, kowal podkowy, pole kmieć |
I pognali prędko na skróty na tę wieść |
Nasz listonosz, taki uczciwy, na tę wieść listy ciepnął w mig |
Których czytać i tak w tej chwili nie chciał nikt |
Na tę wieść, zaufawszy Bogu, że odpuści im grzeszną myśl |
Ministranci w lot dali nogę w środku mszy |
Nawet gliniarz, postrach ludności, tak z natury tępy jak słup |
Stał opodal oszołomiony sceną jak ze snu |
| | Gdy Margot stanik swój rozpinała |
By miał kotek, biedactwo, co ssać |
Biegła nas, biegła nas cała zgraja |
By popa-pa-pa-pa-pa-patrzeć |
By popa-pa-pa-pa-pa-pa |
A niewinna Margot przypuszczała |
Że do kotka, co z jej piersi ssał |
Biegła nas, biegła nas cała zgraja |
By popa-pa-pa-pa-pa-patrzeć |
By popa-pa-pa-pa-pa-pa |
| | Ale w pozostałych niewiastach – wszak każdej zwiał i gach, i mąż |
Powolutku jęła narastać dzika złość |
Wreszcie przyszedł do wsi dzień gniewu, każda chwyciła tęgi kij |
I zatłukły biedne maleństwo z żądzy krwi |
A Margot po roku lamentów by się pocieszyć, wzięła ślub |
I już tylko się mąż z jej wdzięków cieszyć mógł |
Z czasem o tym pozapominano, oprócz starców już mało kto |
Mówi dzieciom dziś na dobranoc o dzielnej Margot |
| | Gdy Margot stanik swój rozpinała |
By miał kotek, biedactwo, co ssać |
Biegła nas, biegła nas cała zgraja |
By popa-pa-pa-pa-pa-patrzeć |
By popa-pa-pa-pa-pa-pa |
A niewinna Margot przypuszczała |
Że do kotka, co z jej piersi ssał |
Biegła nas, biegła nas cała zgraja |
By popa-pa-pa-pa-pa-patrzeć |
By popa-pa-pa-pa-pa-pa |
| | | |
| | Gdy dzień na kacu po pijanej nocy | A F A Fis |
W mleczku buzię moczysz | h E |
Znowu świt nas mgłą zaskoczył | A h7 cis7 E7 |
I już nie wiesz sam, doprawdy wielki pech | A F A Fis |
Jak masz przeżyć nowy dzień | h E A A |
| | Wczoraj przyjaciół ze trzech | A B0 h7 h7 |
Po dnie kieliszka spacer długi | E F E7 E7 |
Skąd w lecie wziął się ten śnieg | A B0 h7 h7 |
Skąd białe myszki, w ciszy fugi | H7 H7 E7 E7 |
| | Gdy dzień na kacu po pijanej nocy |
W mleczku buzię moczysz |
Znowu świt nas mgłą zaskoczył |
I już nie wiesz sam, doprawdy wielki pech |
Jak masz przeżyć nowy dzień |
| | Nałogi rzuciłeś już |
Plecak na plecy - pociąg czeka |
Skąd miałeś wiedzieć, że ten |
Pociąg do wódki za Tobą jechał |
| | Gdy dzień na kacu po pijanej nocy |
W mleczku buzię moczysz |
Znowu świt nas mgłą zaskoczył |
I już nie wiesz sam, doprawdy wielki pech |
Jak masz przeżyć nowy dzień |
| | Ptaszek idiota Ci znów |
W drewnianej głowie się telepie |
Któż Cię zapewni, no któż |
Że nie jest źle, że będzie lepiej |
| | Gdy dzień na kacu po pijanej nocy |
W mleczku buzię moczysz |
Znowu świt nas mgłą zaskoczył |
I już nie wiesz sam, doprawdy wielki pech |
Jak masz przeżyć nowy dzień |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
To moja droga z piekła do piekła | e |
W dół na złamanie karku gnam! | e |
Nikt mnie nie trzyma, nikt nie prześwietla | e |
Nie zrywa mostów, nie stawia bram! | e |
| | Po grani! Po grani! | a e |
Nad przepaścią bez łańcuchów, bez wahania! | a C G |
Tu na trzeźwo diabli wezmą | a e |
Zdradzi mnie rozsądek – drań | H C |
W wilczy dół wspomnienia zmienią | C |
Ostrą grań! | a C H |
| | Po grani! Po grani! Po grani! | a a e |
Tu mi drogi nie zastąpią pokonani! | a C G |
Tylko łapią mnie za nogi, | a e H |
Krzyczą - nie idź! Krzyczą - stań! | H C |
Ci, co w pół stanęli drogi | C |
I zębami, pazurami kruszą grań! | a C H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
W przepaść na łeb na szyję skok! | e |
"Boskiej Komedii" nowy przekład | e |
I w pierwszy krąg piekła mój pierwszy krok! | e |
| | Tu do mnie! Tu do mnie! | a e |
Ruda chwyta mnie dziewczyna swymi dłońmi | a C G |
I do końskiej grzywy wiąże | a e |
Szarpię grzywę - rumak rży! | H C |
Ona - co ci jest mój książę? - | C |
Szepce mi... | a C H |
| | Do piekła! Do piekła! Do piekła! | a a e |
Nie mam czasu na przejażdżki wiedźmo wściekła! | a C G |
- Nie wiesz ty co cię tam czeka - | a e H |
Mówi sine tocząc łzy | H C |
- Piekło też jest dla człowieka! | C |
Nie strasz, nie kuś i odchodząc zabierz sny! | a C H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
Wokół postaci bladych tłok | e |
Koń mnie nad nimi unosi z lekka | e |
I w drugi krąg kieruje krok! | e |
| | Zesłani! Zesłani! | a e |
Naznaczeni, potępieni i sprzedani! | a C G |
Co robicie w piekła sztolniach | a e |
Brodząc w błocie, depcząc lód! | H C |
Czy śmierć daje ludzi wolnych | C |
Znów pod knut!? | a C H |
| | - To nie tak! To nie tak! To nie tak! | a a e |
Nie użalaj się nad nami - tyś poeta! | a C G |
Myśmy raju znieść nie mogli | a e H |
Tu nasz żywioł, tu nasz dom! | H C |
Tu nie wejdą ludzie podli | C |
Tutaj żaden nas nie zdziesiątkuje grom! | a C H e |
| | - Pani bagien, mokradeł i śnieżnych pól, | e a |
Rozpal w łaźni kamienie na biel! | H e |
Z ciał rozgrzanych niech się wytopi ból | e a |
Tatuaże weźmiemy na cel! | H e |
Bo na sercu, po lewej, tam Stalin drży, | e a |
Pot zalewa mu oczy i wąs! | H e |
Jego profil specjalnie tam kłuli my | e a |
Żeby słyszał jak serca się rwą! | H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
Lampy naftowe wabią wzrok | e |
Podmiejska chata, mała izdebka | e |
I w trzeci krąg kieruję krok: | e |
| | - Wchodź śmiało! Wchodź śmiało! | a e |
Nie wiem jak ci trafić tutaj się udało! | a C G |
Ot jak raz samowar kipi, | a e |
Pij herbatę Synu, pij! | H C |
Samogonu z nami wypij! | C |
Zdrowy żyj! | a C H |
| | Nam znośnie! Nam znośnie! Nam znośnie! | a a e |
Tak żyjemy niewidocznie i bezgłośnie! | a C G |
Pożyjemy i pomrzemy | a e H |
Nie usłyszy o nas świat | H C |
A po śmierci wypijemy | C |
Za przeżytych w dobrej wierze parę lat! | a C H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
Miasto a w Mieście przy bloku blok | e |
Wciągam powietrze i chwiejny z lekka | e |
Już w czwarty krąg kieruję krok! | e |
| | Do cyrku! Do cyrku! Do kina! | a e |
Telewizor włączyć - bajka się zaczyna! | a C G |
Mama w sklepie, tata w barze | a e |
Syn z pepeszy tnie aż gra! | H C |
Na pionierskiej chuście marzeń | C |
Gwiazdę ma! | a C H |
| | Na mecze! Na mecze! Na wiece! | a a e |
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece! | a C G |
Sąsiad - owszem, wypić można | a e H |
Lecz to sąsiad, brat - to brat. | H C |
Jak świat światem do ostrożnych | C |
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat! | a C H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
Na scenie Hamlet, skłuty bok | e |
Z którego właśnie krew wyciekła - | e |
To w piąty krąg kolejny krok! | e |
| | O Matko! O Matko! | a e |
Jakże mogłaś jemu sprzedać się tak łatwo! | a C G |
Wszak on męża twego zabił | a e |
Zgładzi mnie, splugawi tron | H C |
Zniszczy Danię, lud ograbi | C |
Bijcie w dzwon! | a C H |
| | Na trwogę! Na trwogę! Na trwogę! | a a e |
Nie wybieraj między żądzą swą a Bogiem! | a C G |
Póki czas naprawić błędy | a e H |
Matko, nie rób tego - stój! | H C |
Cenzor z dziewiątego rzędu: | C |
- Nie, w tej formie to nie może wcale pójść! | a C H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
Wódka i piwo, koniak, grog, | e |
Najlepszych z nas ostatnia Mekka | e |
I w szósty krąg kolejny krok! | e |
| | Na górze! Na górze! Na górze! | a e |
Chciałoby się żyć najpełniej i najdłużej! | a C G |
O to warto się postarać! | a e |
To jest nałóg, zrozum to! | H C |
Tam się żyje jak za cara! | C |
I ot co! | a C H |
| | Na dole, na dole, na dole | a a e |
Szklanka wódki i razowy chleb na stole! | a C G |
I my wszyscy tam - i tutaj | a e H |
Tłum rozdartych dusz na pół, | H C |
Po huśtawce mdłość i smutek | C |
Choćbyś nawet co dzień walił głową w stół! | a C H e |
| | To moja droga z piekła do piekła | e |
Z wolna zapada nade mną mrok | e |
Więc biesów szpaler szlak mi oświetla | e |
Bo w siódmy krąg kieruję krok! | e |
| | Tam milczą i siedzą | a e |
I na moją twarz nie spojrzą - wszystko wiedzą | a C G |
Siedzą, ale nie gadają | a e |
Mętny wzrok spod powiek lśni | H C |
Żują coś, bo im wypadły | C |
Dawno kły! | a C H |
| | Więc stoję! Więc stoję! Więc stoję! | a a e |
A przed nimi leży w teczce życie moje! | a C |
Nie czytają, nie pytają - | a e H |
Milczą, siedzą - kaszle ktoś, | H C |
A za oknem werble grają - | C |
Znów parada, święto albo jeszcze coś... | a C H e |
| | I pojąłem co chcą ze mną zrobić tu | e a |
I za gardło porywa mnie strach! | H e |
Koń mój zniknął a wy siedmiu kręgów tłum | e a |
Macie w uszach i w oczach piach! | H e |
Po mnie nikt nie wyciągnie okrutnych rąk | e a |
Mnie nie będą katować i strzyc! | H e |
Dla mnie mają tu jeszcze ósmy krąg! | e a |
Ósmy krąg, w którym nie ma już nic. | H e |
| | Pamiętajcie wy o mnie co sił! Co sił! | e a |
Choć przemknąłem przed wami jak cień! | H e |
Palcie w łaźni, aż kamień się zmieni w pył - | e a |
Przecież wrócę, gdy zacznie się dzień! | H e |
| | | |
Lyrics
: Kuba Sienkiewicz
Performer
: Elektryczne Gitary
Juz miale wstac i podejsc do klawiszy | a D a D |
Juz sie oparlem o porecz fotela | F C d E |
Siedzialem dosc dlugo i jadlem czeresnie |
W moim pokoju rownym jak cela |
Juz mialem wstac i podejsc do pianina | F C F C |
Gdy nagle widze szesc glowek Lenina | F C E |
| | Glowy Lenina znad pianina | a G F G |
Glowy Lenina znad pianina |
Glowy Lenina znad pianina |
Znad pianina | d E a |
| | Mrowki rozlazly sie z kart partytury |
Nie zostawiwszy na nich zadnej nuty |
Nie moglem juz patrec na to robactwo |
Zniecierpliwiony wlozylem buty |
Juz mialem wsac i podejsc do pianina |
Gdy nagle widze szesc glowek Lenina |
| | Glowy Lenina znad pianina |
Glowy Lenina znad pianina |
Glowy Lenina znad pianina |
Znad pianina |
| | Szuflady z bioder, trawa spod pachy |
Sflaczaly zegar suszy sie na oknie |
Jajko sadzone zwisa nad pustynia |
Pianino cieknie, podloga moknie |
Juz mialem wsac, bo trudno to wytrzymac |
Gdy nagle widze szesc glowek Lenina |
| | Glowy Lenina znad pianina |
Glowy Lenina znad pianina |
Glowy Lenina znad pianina |
Znad pianina |
| | | |
Lyrics
: Mirosław Łebkowski, Stanisław Werner
Music
: R. Sielicki
We wszystkich portach znali go, | d A7 |
Przezwisko miał - Kulawy Joe, | d A7 |
A był to przecież chłop na schwał | d g |
I zdrowe obie nogi miał. | C F A7 |
Bo to jest zaszczyt dla korsarza, | g |
Gdy samo imię już przeraża. | d A7 |
We wszystkich portach znali go, | d g |
Przezwisko miał, przezwisko miał, przezwisko miał - | A7 |
- Kulawy Joe. | A7 d |
| | Na jednej łajbie pływał z nim |
Serdeczny kamrat - Ślepy Jim. |
A, że niezgorsze oczy miał, |
Z cholernym szczęściem w karty grał. |
Bo to jest profit dla korsarza, |
Gdy samo imię już przeraża. |
Więc pływał Joe, a razem z nim |
Serdeczny druh, serdeczny druh, serdeczny druh - |
- Ten Ślepy Jim.- |
| | A trzeci to był Głuchy John, |
Do tamtych dwóch pasował on, |
Bo choć miał przytępiony słuch, |
To słyszał każdy szept za dwóch. |
I żyli zgodnie przyjaciele, |
A każdy z małą skazą w ciele. |
Kulawy Joe i Ślepy Jim, |
Za nimi John, za nimi John, za nimi John - |
- Szedł niby w dym. |
| | W tawernie raz Jan suszył dzban, |
A ściślej mówiąc - Grzeczny Jan. |
Wtem wchodzi Joe i John, i Jim - |
Do gustu Jan nie przypadł im. |
Bo to jest hańba dla korsarza, |
Marynarz o tak grzecznej twarzy. |
Więc zaklął Joe i Jim, i John, |
A każdy z nich, a każdy z nich, a każdy z nich - |
- Na inny ton. |
| | I mówią - "Tyś jest Grzeczny Jan, |
To może z nami pójdziesz w tan?" |
Więc Grzeczny Jan z uśmiechem wstał |
I sfatygował kilka ciał. |
Wynieśli Jima, Joe i Johna - |
Dziś prawdę mówią ich imiona. |
A Grzeczny Jan, że grzeczny był, |
Spokojnie gin, spokojnie gin, spokojnie gin - |
- Ze szklanki pił. |
| | Ten Grzeczny Jan, ten Grzeczny Jan. | A7 d A7 d |
| | | |
Performer
: Green Day
Hear the sound of the falling rain | e C G D |
Coming down like an Armageddon flame (Hey!) | e C G H e |
The shame, the ones who died without a name | C G D H |
Hear the dogs howling out of key |
To a hymn called 'Faith and Misery' (Hey!) |
And bleed, the company lost the war today |
| | I beg to dream and differ from the hollow lies | e C G D |
This is the dawning of the rest of our lives | e C G H |
On holiday | e C G D |
| | Hear the drum pounding out of time |
Another protestor has crossed the line (Hey!) |
To find, the money's on the other side |
Can I get another Amen? (Amen!) |
There's a flag wrapped around a score of men (Hey!) |
A gag, A plastic bag on a monument |
| | I beg to dream and differ from the hollow lies |
This is the dawning of the rest of our lives |
On holiday |
| | 'The representative from California has the floor' | |
Zieg Heil to the president gasman | |
Bombs away is your punishment | |
Pulverize the Eiffel towers | |
Who criticize your government | |
Bang bang goes the broken glass and | |
kill all the fags that don't agree | |
Trials by fire, setting fire | |
Is not a way that's meant for me | |
Just cause, just cause, because we're outlaws yeah! | |
| | I beg to dream and differ from the hollow lies |
This is the dawning of the rest of our lives |
I beg to dream and differ from the hollow lies |
This is the dawning of the rest of our lives |
| | This is our lives on holiday | e C G D |
| | | |
Performer
: Przemysław Gintrowski
Nie jestem piękny, a przyciągam wzrok, | A h A E |
Cieszy mnie wstręt w tworzących mnie spojrzeniach; | A h A E |
Sprytu nauczył mnie ułomny krok, | h E A |
Co krok normalny w powód wstydu zmienia. | D E fis |
| | Wiem, że nawiedzam przyzwoite sny; |
Bóg mnie spartaczył, jam wyrzut sumienia; |
Dlatego wpełzam w dostojne zgromadzenia, |
Gdzie racją bytu jest bezkarne - my! |
| | A ja na złość im - nie należę | h fis |
I tak beze mnie - o mnie - gra. | cis fis |
Jednego nikt mi nie odbierze: | h fis |
Ja jestem ja, ja, ja. | cis fis fis |
| | W karczmie tak siadam, by mnie widzieć mógł |
Każdy obżartuch najzdrowszy i pijak; |
To, co mi Bóg dał zamiast zwykłych nóg |
Wokół półmiska bezwstydnie owijam. |
| | Tym co mam w miejsce rąk, odpędzam psy |
Węszące łatwy łup w chromego strawie |
I traci nastrój biesiadników gawiedź, |
Co śpiewa przy mnie swoje śmieszne - my! |
| | Bo ja na złość im - nie należę |
I tak beze mnie - o mnie - gra. |
Jednego nikt mi nie odbierze: |
Ja jestem ja, ja, ja. |
| | W farze na najświetlistszą włażę z ław |
Gdzie przed ołtarzem tęcza lśni z witraży, |
By, kiedy wierni proszą - Boże zbaw! - |
Móc mu pokazać, co z mej zrobił twarzy. |
| | Więc patrzą na mnie, chociaż kapłan grzmi |
Żeśmy jedynie niepoprawnym stadem, |
Bom namacalnym przecież jest przykładem, |
Że jest nieprawdą ich chóralne - my! |
| | Bo ja na złość im - nie należę |
I tak beze mnie - o mnie - gra. |
Jednego nikt mi nie odbierze: |
Ja jestem ja, ja, ja. |
| | Nie jestem sam. Odmiennych nas jest w bród! |
Wciąż otorbionych wstrętem i respektem. |
Bóg dał z kalectwem pokusę nam - i głód, |
By się związać w pokręconych sektę. |
| | Partia Potworków! Rząd zatrutej krwi! |
Ach, cóż za ulga - unormalnić skazy! |
Nakaz szacunku, a nie gest odrazy, |
Wystarczy - ja! ja! ja! - zmienić w - my!! |
| | Nie, nie chcę wpływać i należeć! |
I tak beze mnie - o mnie - gra. |
Jednego nikt mi nie odbierze: |
Ja jestem Ja! Ja! Ja! |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Jak nowa – rezydencja carów, służba swe obowiązki zna. | D G D D A D |
Precz wysiedlono stąd Tatarów, gdzie na świat wyrok zapaść ma. |
Okna już widzą, słyszą ściany, jak kaszle nad cygarem Lew. |
Jak skrzypi wózek popychany z kalekim Demokratą w tle. |
Lecz nikt nie widzi i nie słyszy. | e Fis h |
Co robi Góral w krymską noc. | G D A D |
Gdy gestem w wiernych towarzyszy. |
Wpaja swą legendarną moc. |
| | Nie miejcie żalu do Stalina, nie on się za tym wszystkim krył. | d C d C |
Przecież to nie jest jego wina, że Roosevelt w Jałcie nie miał sił. |
Gdy się triumwirat wspólnie brał za świata historyczne kształty. |
Wiadomo, kto Cezara grał. |
I tak rozumieć trzeba Jałtę! | D A D |
| | W resztce cygara mdłym ogniku pływała Lwa Albionu twarz. |
Nie rozmawiajmy o Bałtyku – po co w Europie tyle państw? |
Polacy? Chodzi tylko o to, żeby gdzieś w końcu mogli żyć. |
Z tą Polską zawsze są kłopoty, kaleka troszczy się i drży. |
Lecz uspokaja ich gospodarz. |
Pożółkły dłonią głaszcze wąs. |
Mój kraj pomocną dłoń im poda. |
Potem niech rządzą się jak chcą. |
| | Nie miejcie żalu do Churchilla, nie on wszak za tym wszystkim stał. |
Wszak po to tylko był triumwirat, by Stalin dostał to, co chciał. |
Komu zależy na pokoju ten zawsze cofnie się przed gwałtem. |
Wygra, kto się nie boi wojen. |
I tak rozumieć trzeba Jałtę! |
| | Ściana pałacu słuch napina, gdy do Kaleki mówi Lew. |
Ja wierzę w szczerość słów Stalina – dba chyba o radziecką krew. |
I potakuje mu kaleka, niezłomny demokracji stróż. |
Stalin to ktoś na miarę wieku, oto mąż stanu oto wódz! |
Bo sojusz wielkich to nie zmowa. |
To przyszłość świata, wolność, ład. |
Przy nim i słaby się uchowa. |
I swoją część otrzyma... – strat! |
| | Nie miejcie, więc żalu do Roosevelta, pomyślcie ile musiał znieść. |
Fajka, dym cygar i butelka, Churchill, co miał sojusze gdzieś. |
Wszakże radziły trzy imperia nad granicami, co zatarte! |
W szczegółach zaś już siedział Beria. |
I tak rozumieć trzeba Jałtę! |
| | Więc delegacje odleciały, ucichł na Krymie carski gród. |
Gdy na zachodzie działa grzmiały, transporty ludzi szły na wschód. |
Świat wolny święcił potem tryumf, opustoszały nagle fronty. |
W kwiatach już prezydenta grób, a tam transporty i transporty. |
Czerwony świt się z nocy budzi. |
Z woli wyborców odszedł Churchill. |
A tam transporty żywych ludzi. |
A tam obozy długiej śmierci. |
| | Nie miejcie, więc do Trójcy żalu, wyrok historii za nią stał. |
Opracowany w każdym calu – każdy z nich chronił, co już miał. |
Mógł mylić się zwiedziony chwilą – nie był Polakiem ani Bałtem! |
Tylko ofiary się nie mylą. |
I tak rozumieć trzeba Jałtę! |
| | Tylko ofiary się nie mylą. |
I tak rozumieć trzeba Jałtę! |
| | | |
Lyrics
: Andrzej Koczewski
Music
: Andrzej Koczewski
Z brzękiem ostróg wjechałem do miasta | e D e D |
Pod jesień było, czas złotych liści nastał | e D G |
W kieszeni worek srebra, czas do domu | a G D e |
Wtem za plecami woła głos | D D D e |
| | Usiądź razem ze mną, spróbuj mego wina | e G D G |
Z czereśni, wiśni, resztek lata, choć jesień się zaczyna | a G D C |
Tyle tej jesieni jeszcze jest przed nami | e G D G |
Zdążysz wrócić do domu, nim noc zawita nad drogami | a G D C |
| e D e D |
| | Słońce stało w zenicie, bił południowy żar |
A w gardle kurz przebytych dróg |
Co tam - spocznę chwilę, przecież nie zaszkodzi |
Do przejścia niedaleką drogę jeszcze mam |
A ona kusi | D e |
| | Usiądź razem ze mną, spróbuj mego wina |
Z czereśni, wiśni, resztek lata, choć jesień się zaczyna |
Tyle tej jesieni jeszcze jest przed nami |
Zdążysz wrócić do domu, nim noc zawita nad drogami |
|
| | Zbudziłem się w czerwieniach zachodu |
Pod starą karczmą, co rynek zamyka |
Zabrała moje srebro, duszę i ostrogi |
Zostało pragnienie i tępy głowy ból |
I pamięć jej słów |
| | Usiądź razem ze mną, spróbuj mego wina |
Z czereśni, wiśni, resztek lata, choć jesień się zaczyna |
Tyle tej jesieni jeszcze jest przed nami |
Zdążysz wrócić do domu, nim noc zawita nad drogami |
|
| | | |
Lyrics
: George Brassens
Translation
: Jarosław Gugała
Nigdy w życiu mym nie umiałem zdjąć | h e6 |
Czapki przed nikim | G Fis h G Fis |
A teraz na twarz, na kolana ryms |
Przed jej bucikiem |
Byłem wściekłym psem, ona uczy mnie |
Jak jeść z jej rączki |
Miałem wilcze kły, zamieniłem je |
Na mleczne ząbki |
| | Jestem mały miś, własność lali tej | h Cis Fis |
Co palec ssie, kiedy zasypia | h A D Fis |
Jestem mały miś, własność lali tej |
Co mamy chce, gdy jej dotykam |
| | Byłem twardy drań, ona sprawia, że |
Jak z makiem kluska |
Smaczny, słodki i ciepluteńki wciąż |
Wpadam w jej usta |
Mleczne ząbki ma, kiedy śmieje się |
I kiedy śpiewa |
Lecz ma wilcze kły, gdy jest na mnie zła |
Kiedy się gniewa |
| | Jestem mały miś, własność lali tej |
Co palec ssie, kiedy zasypia |
Jestem mały miś, własność lali tej |
Co mamy chce, gdy jej dotykam |
| | Siedzę w kącie mym i cichutko łkam |
Pod jej pantoflem |
Kiedy wścieka się, choć powodów brak |
Bo jest zazdrosna |
Pewien śliczny kwiat wydał mi się raz |
Ładniejszy od niej |
Pewien śliczny kwiat zginąć musiał więc |
Pod jej pantoflem |
| | Jestem mały miś, własność lali tej |
Co palec ssie, kiedy zasypia |
Jestem mały miś, własność lali tej |
Co mamy chce, gdy jej dotykam |
| | Wszyscy mędrcy wciąż wykrzykują mi |
Że w jej ramionach |
Gdy skrzyżują się, gdy oplotą mnie |
Niechybnie skonam |
Może będzie tak, może będzie siak |
Ale dość krzyków |
Jeśli zginąć mam, jeśli wisieć mam |
To na jej krzyżu |
| | Jestem mały miś, własność lali tej |
Co palec ssie, kiedy zasypia |
Jestem mały miś, własność lali tej |
Co mamy chce, gdy jej dotykam |
| | | |
Lyrics
: Wojciech Młynarski
Performer
: Wojciech Młynarski
Przez kolejne grudnie, maje | cis |
Człowiek goni jak szalony | Gis7 |
A za nami pozostaje | fis |
Sto okazji przegapionych | Gis7 |
| | Ktoś wytyka nam co chwilę | E |
W mróz czy w upał, w zimie, w lecie | H7 |
Szans nie dostrzeżonych tyle | cis |
I ktoś rację ma, lecz przecież | A Gis7 |
| | Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy | cis A |
Jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany | H7 E Gis7 |
Jeszcze wiosenne deszcze obudzą ruń zieloną | cis A |
Jeszcze zimowe śmiecie na ogniskach wiosny spłoną | H7 E Gis7 |
| | Jeszcze w zielone gramy, jeszcze wzrok nam się pali | cis A |
Jeszcze się nam pokłonią ci, co palcem wygrażali | H7 E Gis7 |
My możemy być w kłopocie, ale na rozpaczy dnie | cis A |
Jeszcze nie, długo nie | Gis7 A7 |
| | Więc nie martwmy się, bo w końcu |
Nie nam jednym się nie klei |
Ważne, by choć raz w miesiącu |
Mieć dyktando u nadziei |
| | Żeby w serca kajeciku |
Po literkach zanotować |
I powtarzać sobie cicho |
Takie prościuteńkie słowa |
| | Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy |
Jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia plany |
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom |
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją |
| | Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa |
Jeszcze sól będzie mądra a oliwa sprawiedliwa |
Różne drogi nas prowadzą, lecz ta, która w przepaść rwie |
Jeszcze nie, długo nie |
| | Jeszcze w zielone gramy, chęć życia nam nie zbrzydła |
Jeszcze na strychu każdy klei połamane skrzydła |
I myśli sobie Ikar co nie raz już w dół runął |
Jakby powiało zdrowo, to bym jeszcze raz pofrunął |
| | Jeszcze w zielone gramy, choć życie nam doskwiera |
Gramy w nim swoje role naturszczycy bez suflera |
W najróżniejszych sztukach gramy, lecz w tej, co się skończy źle |
Jeszcze nie, długo nie! |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Performer
: Jacek Kaczmarski
W karczmie z widokiem na Golgotę | a B |
Możesz się dzisiaj napić z łotrem | a |
Leje się wino krwawe, złote | B |
Stoły i pyski świecą mokre | a |
Ten ścisk to zysk dla gospodarza | E a |
Wieść się po mieście szerzy chyża | E a |
Że można ujrzeć tu zbrodniarza | B E |
Co właśnie wyłgał się od krzyża | B E E7 |
| | Żyjemy! Dobra nasza! | a G |
Co z życia chcesz - za życia bierz! | B a |
Pijmy za Barabasza! | a G |
Barabasz pije też | B E a |
| | Pije, lecz mowy nie odzyskał |
Jeszcze nie pojął, że ocalał |
Dłoń, która kubek wina ściska |
Jakby ściskała łeb bratnala |
Stopy pod stołem plącze w tańcu |
Szaleńca, co o drogę pyta |
Każda z nich stopą jest skazańca |
A wolna, żywa, nieprzebita |
| | Żyjemy! Dobra nasza! |
Co z życia chcesz - za życia bierz! |
Pijmy za Barabasza! |
Barabasz pije też |
| | Piją mieszczanie i żebracy |
Zołdacy odstawili włócznie |
I piją też po ciężkiej pracy |
Bawi się całe miasto hucznie |
Namiestnik dał dowody łaski |
Bez łaski czymże byłby żywot |
Toasty, śpiewy i oklaski |
Jest na tym świecie sprawiedliwość! |
| | Żyjemy! Dobra nasza! |
Co z życia chcesz - za życia bierz! |
Pijmy za Barabasza! |
Barabasz pije też |
| | Ryknął Barabasz śmiechem wreszcie |
Ręce szeroko rozkrzyżował |
I poszła nowa wieść po mieście |
Żyje! Żartuje! Bestia zdrowa! |
Słychać w pałacu, co się święci |
Próżno się Piłat usnąć stara |
Bezładnie tańczą mu w pamięci |
Słowa: polityka, tłum i wiara |
| | Żyjemy! Dobra nasza! |
Co z życia chcesz - za życia bierz! |
Pijmy za Barabasza! |
Barabasz pije też |
| | W karczmie z widokiem na Golgotę |
Blask świtu po skorupach skacze |
Gospodarz przegnał precz hołotę |
I liczy zysk, Barabasz płacze |
W karczmie z widokiem na Golgotę |
Blask świtu po skorupach skacze |
Gospodarz przegnał precz hołotę |
I liczy zysk, Barabasz płacze |
| | Żyjemy! Dobra nasza! |
Co z życia chcesz - za życia bierz! |
Pijmy za Barabasza! |
Barabasz człowiek też |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Music
: Zbigniew Łapiński
Performer
: Jacek Kaczmarski, Zbigniew Łapiński
Ile wściekłości trwoga w was zajadła | E H E E H E |
Potrafi ciągle z ludzkiej dobyć mowy | E H E A E H E |
A wszak Bastylia wcale nie upadła | E H E E H E |
I nikt królewskiej nie zażądał głowy | E Gis cis A E H E |
A wszak Bastylia wcale nie upadła | E H E E H E |
I nikt królewskiej nie zażądał głowy | E Gis cis A E H E |
| | Lud wszystko zna - jałmużnę post i chłostę |
I w wasze oczy spojrzy bez zmrużenia |
A nikt nie mierzy latarń ludzkim wzrostem |
Na szafotach rosną krzyże przebaczenia |
A nikt nie mierzy latarń ludzkim wzrostem |
Na szafotach rosną krzyże przebaczenia |
| | Lecz wy widzicie dół kopany w piachu |
I sztandar który płynie ponad trony |
Nienawiść dzieckiem śmiertelnego strachu |
A czegóż mają bać się miliony? |
Nienawiść dzieckiem śmiertelnego strachu |
A czegóż mają bać się miliony? |
| | Wszystko się według ich potoczy woli |
Choć niejedno jeszcze może się wydarzyć |
Póki co tańczmy w rytmie karmanioli |
Nim mały kapral obwoła się Cesarzem! |
Póki co tańczmy w rytmie karmanioli |
Nim mały kapral obwoła się Cesarzem! |
| | Dlatego chcecie stanąć wbrew ich woli |
By czas odmierzać w spadających głowach |
By w rozpędzone dźwięki karmanioli |
Wszedł marsz przez Alpy armii Suworowa! |
By w rozpędzone dźwięki karmanioli |
Wszedł marsz przez Alpy armii Suworowa! |
| | | |
Chłopaki muszą przepraszać dziewczyny, za czyny, | C G |
w których nie ma grama ich winy, za to, że są z nimi | G D |
w biedzie w dostatku, dostaną po ryju bukietem kwiatków. | B |
I na nic laurki i restauracje, bilety do kina i inne atrakcje, | C G |
te litry benzyny, gówno obchodzą dziewczyny. | D B |
| | Ty chamie i egoisto, do dupy jest wszystko, | d F |
a Ty nic nie potrafisz dla mnie zrobić, | C G |
myślisz tylko o sobie, ja tu płaczę a Tobie |
nawet nic się nie chce dla mnie zrobić. |
| | Chłopaki dziewczyny chcą kochać wiecznie, |
bo czują, że tak będzie w życiu bezpieczniej |
i jak by nie było, dziewczynom będzie miło. |
Chłopaki muszą leczyć dziewczyny z problemów, bez sensu i bez przyczyny, |
a na końcu, na końcu sami są winni. |
| | Ty chamie i egoisto, do dupy jest wszystko, |
a Ty nic nie potrafisz dla mnie zrobić, |
myślisz tylko o sobie, ja tu płaczę a Tobie |
nawet nic się nie chce dla mnie zrobić. |
| | Osz Ty chamie i egoisto, do dupy jest wszystko, |
a Ty nic nie potrafisz dla mnie zrobić, |
myślisz tylko o sobie, ja tu płaczę a Tobie |
nawet nic się nie chce dla mnie zrobić. |
| | Bo dobry chłopak ma być jak papier |
przyjmować wszystko na klatę jak Klakier, |
a słowa dziewczyny zamieniać w czyny i milczeć. |
Powiedział ktoś kiedyś mądre zdanie, |
że każdy dobry uczynek zostanie dwa razy ukarany. |
| | Ty chamie i egoisto, do dupy jest wszystko, |
a Ty nic nie potrafisz dla mnie zrobić. |
| | | |
Author
: Jacek Kaczmarski
Dlaczego wszyscy ludzie mają zimne twarze? | e fis h |
Dlaczego drążą w świetle ciemne korytarze? | e fis h |
Dlaczego ciągle muszę biec nad samym skrajem? | h e |
Dlaczego z mego głosu mało tak zostaje? | e Fis7 |
| | Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy! | G h |
A! Zatykam uszy swe! | G h |
Smugi w powietrzu i mój bieg | G |
Jak prądy niewidzialnych rzek | A |
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie! | e Fis |
| | A! Zatykam uszy swe! | G h |
Mój własny krzyk, mój własny krzyk ogłusza mnie! | e fis h |
| | Kim jest ten człowiek, który ciągle za mną idzie? | e fis h |
Zamknięte oczy ma i wszystko nimi widzi! | e fis h |
Wiem, że on wie, że ja się strasznie jego boję | h e |
Wiem, że coś mówi, lecz zatkałam uszy swoje! | e Fis7 |
| | Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy! | |
A czy ktoś zrozumie to?! | |
Nie kończy się ten straszny most | |
I nic się nie tłumaczy wprost | |
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno! | |
| | A! Czy ktoś zrozumie to?! | |
Wszystko ma drugie, trzecie, czwarte, piąte dno! | |
| | Mówicie o mnie, że szalona, że szalona! | |
Mówicie o mnie, ja to samo krzyczę o nas! | |
I swoim krzykiem przez powietrze drążę drogę | |
Po której wszyscy inni iść w milczeniu mogą... | |
| | Krzyczę, krzyczę, krzyczę, krzyczę wniebogłosy! | |
A! Ktoś chwyta, woła - stój! | |
Lecz wiem, że już nadchodzi czas | |
Gdy będzie musiał każdy z was | |
Uznać ten krzyk, ten krzyk, ten krzyk z mych niemych ust | |
| | | |
Wiślanym traktem do Kazimierza | a7 e |
Każdej jesieni samotnie zmierzam | Fis H7 |
Płócienny stragan dźwigam na plecach |
Wspomnienia lata ludziom polecam |
| | Renesansowy kufel jesieni |
Małe miasteczko całkiem odmienił |
Rozlał po rynku nalewkę piwną |
Gorzką, wrześniową i mgliście dziwną |
| | Otwieram stragan | a e |
Sprzedaję wszystkim bukiet chmielu | E a |
Gdy kufel krąży jak na weselu | D a |
Z ręki do ręki wśród gości wielu | Fis H7 |
| | Hej, piwa wznoście |
Pękate i gliniane dzbany |
Płacicie srebrnym dukatem księżyca |
Wrzesień, Kazimierz, chmiel na ulicach |
| | W spichrzach chroboczą srebrzyste myszy |
Pęcznieją beczki w piwnicznej niszy |
A na ratusza strzelistej wieży |
Piwowar piwo warzy i mierzy |
| | Topi się lato w cierpkim zapachu |
W zielonej kadzi o gorzkim smaku |
Tymczasem rojno z mroku podcieni |
Wychodzą mieszczki w stroju jesieni |
| | Otwieram stragan |
Sprzedaję wszystkim bukiet chmielu |
Gdy kufel krąży jak na weselu |
Z ręki do ręki wśród gości wielu |
| | Hej, piwa wznoście |
Pękate i gliniane dzbany |
Płacicie srebrnym dukatem księżyca |
Wrzesień, Kazimierz, chmiel na ulicach |
| | | |
Performer
: Jacek Kaczmarski
Galia est omnis divisa in partes tres | C G |
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani | d E |
Tertiam qui ipsorunt lingua Celtae nostra Galii apelantur | a F |
Ave Caesar morituri te salutant | F C G C |
| | Nad Europą twardy krok legionów grzmi | C G |
Nieunikniony wróży koniec republiki | d E |
Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi | a F |
A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki | F C G C |
| | Galia est omnis divisa in partes tres |
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani |
Tertiam qui ipsorunt lingua Celtae nostra Galii apelantur |
Ave Caesar morituri te salutant |
| | Pozwól Cezarze gdy zdobędziemy cały świat |
Gwałcić rabować sycić wszelkie pożądania |
Proste prośby żołnierzy te same są od lat |
A Juliusz Cezar milcząc zabaw nie zabrania |
| | Galia est omnis divisa in partes tres |
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani |
Tertiam qui ipsorunt lingua Celtae nostra Galii apelantur |
Ave Caesar morituri te salutant |
| | Cywilizuje podbite narody nowy ład |
Rosną krzyże przy drogach od Renu do Nilu |
Skargą, krzykiem i płaczem rozbrzmiewa cały świat |
A Juliusz Cezar ćwiczy lapidarność stylu! |
| | Galia est omnis divisa in partes tres |
Quorum unam incolunt Belgae aliam Aquitani |
Tertiam qui ipsorunt lingua Celtae nostra Galii apelantur |
Ave Caesar morituri te salutant |
| | | |
Performer
: Lej mi pół
Capo
: 3
Piękna dziewczyna, nad przepięknym stawem | F C |
Karmiła łabędzie upalnym latem | d B |
Jej włosy na wietrze i piegi na słońcu |
Sukienka w kolorze jabłoni |
Spojrzała na mnie, gdy szedłem w jej stronę |
Zakochała się we mnie, to był moment |
Spytała się: czy też karmię zwierzęta |
Usiądź ze mną na kocu i oglądaj ten pejzaż |
| | Przecież ty głupia kurwo tu nie wolno karmić zwierząt |
Przecież jest tabliczka, wszyscy o niej wiedzą |
Ja dzwonię na policję oraz straż miejską |
Ty głupia kurwo, nie dokarmiaj zwierząt |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie! |
| | | F C d B |
|
| | Bardzo Cię przepraszam mój drogi kolego |
Lecz przepisy są niczym, gdy zwierzęta cierpią |
Łabędzie chcą chleba, łabędzie chcą jeść |
Ale nikt z urzędu im tego nie da |
Bo ludzie myślą, że w Polsce jest bieda |
I łabędziom nie wolno dawać chleba |
A ja myślę inaczej i mam w tym podstawy |
Chwyć mnie za rękę, omińmy ustawy |
| | Przecież ty głupia kurwo tu nie wolno karmić zwierząt |
Przecież jest tabliczka, wszyscy o niej wiedzą |
Ja dzwonię na policję oraz straż miejską |
Ty głupia kurwo, nie dokarmiaj zwierząt |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie! |
| | | | |
|
| | | | Łabędzie zachowują się w pewnym sensie jak ludzie, | F |
lubią jeść chleb mimo że jest on dla nich szkodliwy, | C |
Jeśli już zdecydujemy się na dokarmianie | d |
podawajmy łabędziom ziarna kukurydzy lub pszenicy, | B |
Ugotowane bez soli warzywa lub warzywa surowe | F |
drobno pokrojone lub starte na tarce. | C |
| d B |
| | Raz, dwa, trzy, wszyscy! | B |
| | Przecież ty głupia kurwo tu nie wolno karmić zwierząt |
Przecież jest tabliczka, wszyscy o niej wiedzą |
Ja dzwonię na policję oraz straż miejską |
Ty głupia kurwo, nie dokarmiaj zwierząt |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie, tej kurwy tu nie będzie |
Spokojnie łabędzie! |
| | | |
Performer
: Zespół reprezentacyjny
Noszę na dnie serca tę historię wciąż, | A7 D E7 A |
która jak koszmarna zjawa dręczy duszę mą. |
Włosy wszystkie pogubiłem, został jeden ząb, |
lecz chyba zmorę tą do grobu będę musiał wziąć. |
| | Oszalałem całkiem dla niej, gdy ujrzałem ją, | A D E7 A |
moim stała się demonem i boginią mą. | A h E7 A |
Chociaż skromna na niej suknia i choć boso szła, | fis h E7 A |
wszystko wokół mi mówiło: "to jest właśnie ta". | fis h E7 A |
Rzekłem do niej: "Tyś dziewczyno, jak Madonna jest" | fis Gis7 cis fis Gis7 cis |
- niech mi Bóg wybaczy, choć skłamałem jej. | fis Gis7 cis fis H7 E |
| | Czy wybaczy mi, czy nie, zresztą mam to gdzieś, | A h E7 A |
łajdak jestem, i tak w piekle będę smażył się. | fis h E7 A |
| | Gdy klęczała na nieszporach i modliła się, | |
w usta ją pocałowałem (oraz jeszcze gdzieś). | |
Rozkazała mi stanowczo, żebym puścił ją, | |
sama jednak nie puszczała - baby takie są. | |
Powiedziałem jej: "Dziewczyno, nie odpychaj mnie!" | |
Dobry Boże, Ty wybaczyć wolę bożą chciej, | |
Czy wybaczysz mi, czy nie ... | |
| | Była taka niedostępna, ludzie wierzcie mi, | |
lecz gdy w okno zastukałem, otworzyła drzwi, | |
zakazanych pić owoców pozwoliła sok, | |
choć szeptała: "Nie rób tego" - baby takie są. | |
Poszarpałem jej suknię, gdy ją miałem zdjąć, | |
niech mi dobry Bóg wybaczy, chciałem wspomóc ją. | |
Czy wybaczysz mi, czy nie ... | |
| | Głowę znów straciłem dla niej, gdym dowiedział się, | |
że wbrew woli jej ten facet żenić z nią się chce. | |
No i stało się, i teraz dwójkę dzieci ma, | |
którym kilka razy dziennie musi cyca dać. | |
Zresztą jeśli chodzi o to, więcej dzieci ma, | |
niech mi dobry Bóg wybaczy - pierwszy jestem ja. | |
Czy wybaczysz mi, czy nie ... | |
| | | |
Music
: Wojciech Warchoł
Lyrics
: Wojciech Warchoł
Pamiętam, tylko tabun chmur się rozwinął | C G a e |
I cichy wiatr wiejący ku połoninom | F C G F G |
Jak kamień plecak twardy pod moją głową |
I czyjaś postać, co okazała się tobą |
| | Idę dołem a ty górą | C G |
Jestem słońcem, ty wichurą | a e |
Ogniem ja, wodą ty | F C |
Śmiechem ja, ty ronisz łzy | G F G |
| | Byłaś jak słońce w tę zimną noc |
Jak wielkie szczęście, co zesłał mi los |
Lecz nie na długo było cieszyć się nam |
Te kłótnie bez sensu, skąd ja to znam |
| | Idę dołem a ty górą |
Jestem słońcem, ty wichurą |
Ogniem ja, wodą ty |
Śmiechem ja, ty ronisz łzy |
| | I tłumaczyłem, jak naprawdę to jest |
Że mam swój świat, a w nim setki tych swoich spraw |
A moje gwiazdy to z daleka do mnie lśnią |
Śmiechem i łzami witają mój bukowy dom |
| | Idę dołem a ty górą |
Jestem słońcem, ty wichurą |
Ogniem ja, wodą ty |
Śmiechem ja, ty ronisz łzy |
| | I czas zakończyć rozważania te |
Przy wodospadzie, tam, gdzie słychać śpiew |
W źródlanej wodzie, czas zanurzyć dłoń |
Już żegnam was, dziś odchodzę stąd |
| | | |
Lyrics
: Georges Brassens
Music
: Georges Brassens
Translation
: Anira Łobodzińska
Performer
: Zespół Reprezentacyjny
Dla idei ponieść śmierć - któż zna ideę lepszą? | a E C D |
Ja wszak wciąż żyję, bo na próżno szukam ich | F G a |
Gdy nawet znajdę coś, to inni się tak śpieszą | a E C D |
Że na śmiertelny skok nie starcza mi już sił | F G a |
Czasami myślę, że być może to i racja | d G7 |
Tak ogniem wiary płonąć, by podpalić stos | C |
A jednak zanim spłonę, muszę dodać coś | E7 |
| | Ponieśmy za idee śmierć | a F |
Ale nie zaraz; śmierć - tak | G C F |
Ale nie zaraz | E a |
| | Doradza przodków chór, by śpieszyć się powoli | a C D a C D |
I wciąż do przodu prąc, odpocząć parę chwil | a C D E a |
Bo jaki zysk jest w tym, że się wyciągnie nogi | a C D a C D |
Jeżeli jutro już nie będzie dokąd iść | a C D E a |
Opóźniać każą zaś ten marsz taktyki prawa |
Wykazujące, że nim Bogu duszę dasz |
To najpierw stań i swą ideę dobrze sprawdź |
| | Ponieśmy za idee śmierć |
Ale nie zaraz; śmierć - tak |
Ale nie zaraz |
| | Niejeden święty mąż, martyrologię głosząc, |
Sam długo zwleka, nim na szafot wdrapie się |
Bo dobrze taki wie, że lepiej jeszcze pożyć |
Z daleka patrząc w ten swój świątobliwy cel |
Dlatego zanim się wypełnia ich ofiara |
Nierzadko egzekucji dokonuje czas |
Lecz widać oni też wmawiają sobie tak |
| | Ponieśmy za idee śmierć |
Ale nie zaraz; śmierć - tak |
Ale nie zaraz |
| | Idea, jasna rzecz, wymaga poświęcenia, |
Wyraźnie mówią to statuty wszystkich sekt |
Jednego chciałbym wszak od ofiar wyjaśnienia |
Jak wśród natłoku słów odnaleźć słuszną treść? |
Sztandarów łopot to już dla mnie tylko hałas |
A stosów blask ciemniejszy niż piekielny mrok |
To mędrzec widząc grób, czym prędzej skręcił w bok |
| | Ponieśmy za idee śmierć |
Ale nie zaraz; śmierć - tak |
Ale nie zaraz |
| | Na próżno płynie krew i próżne hekatomby |
A złoty cielec próżno przechodzi z rąk do rąk |
Bo jeśliby tu mogły zaradzić ścięte głowy |
To by na ziemi raj był już niejeden rok |
Lecz Bóg nie syty wciąż i ciągle chce nas karać |
Podsyca marzeń żar, na szańce każe iść |
By śmierć spragniona krwi, krew naszą mogła pić |
| | Ponieśmy za idee śmierć |
Ale nie zaraz; śmierć - tak |
Ale nie zaraz |
| | Mesjasze ofiar złych, apostołowie śmierci |
Możecie pierwsi iść - błogosławimy wam |
Lecz nam nie każcie tej ofiary z wami dzielić |
Niech najpierw każdy z was spróbuje tego sam |
Nareszcie ten rozpędzić można dance macabre |
Kostucha wreszcie chce wyznaczać sama los |
I byle komu swych nie daje ostrzyć kos |
| | Ponieśmy za idee śmierć |
Ale nie zaraz; śmierć - tak |
Ale nie zaraz |
| | | |
Performer
: Na Bani
Music
: Agnieszka "Rybka" Rybak
| E H A a E |
Kontury dachów pod gasnącym niebem | cis gis |
Niebem, którego niebawem nie będzie | fis A H |
Życie tam ledwo w zarysie dostrzegam |
Niebacznie mijając je w pędzie |
| | Miasteczka, gdzie zaczynam podróże | E A |
Mieściny, w których kończy się droga | fis A H |
Gdzie nigdy nie przystaję na dłużej | cis gis |
Zapomniane przez ludzi, nie Boga | fis A H |
| | Wracam do nich z mojego miasta | gis A |
Które stamtąd po trzykroć dalekie | fis A H |
Które z innego świata wyrasta | gis fis |
Chociaż na końcu tej samej rzeki | A a H ( E) |
| | Przy sennym rynku pod samym niebem |
Przelotnie tylko odkrywam wzrokiem |
Ulice, o których niczego nie wiem |
Domy, którym nie zajrzę do okien |
| | W chwili pomiędzy mną a górami |
Minąłem ludzi, których nie poznam |
Nie zdarzy się pewnie nic między nami |
Niewidzialni dla siebie przechodnie |
| | Wracam do nich z mojego miasta |
Które stamtąd po trzykroć dalekie |
Które z innego świata wyrasta |
Chociaż na końcu tej samej rzeki |
| | A jednak wracam i w górę płynę |
I nagle góry do morza schodzą |
Od hal do fal wiatr dmuchać zaczyna |
A mnie do nieba tędy po drodze |
| | | |
Author
: Bułat Okudżawa
Capo
: 2
Dopóki nam Ziemia kręci się, dopóki jest tak czy siak | a d E7 a |
Panie, ofiaruj każdemu z nas, czego mu w życiu brak: | C d G C |
mędrca obdaruj głową, tchórzowi dać konia chciej, | A d H7 E7 |
sypnij grosza szczęściarzom... I mnie w opiece swej miej. | a d E7 a |
| | Dopóki Ziemia obraca się, o Panie nasz, na Twój znak |
tym, którzy pragną władzy, niech władza ta pójdzie w smak, |
daj szczodrobliwym odetchnąć, raz niech zapłacą mniej, |
daj Kainowi skruchę... I mnie w opiece swej miej. |
| | Ja wiem, że Ty wszystko możesz, ja wierzę w Twą moc i gest, |
jak wierzy zabity żołnierz, że w siódmym niebie jest, |
jak zmysł każdy chłonie z wiarą, Twój ledwie słyszalny głos, |
jak wszyscy wierzymy w Ciebie, nie wiedząc, co niesie los. |
| | Panie zielonooki, mój Boże jedyny, spraw |
- dopóki nam Ziemia toczy się, zdumiona obrotem spraw, |
dopóki czasu i prochu wciąż jeszcze wystarcza jej |
- daj każdemu po trochu... I mnie w opiece swej miej. |
| | | |
Kiedy was nie ma to jakby nagle | G e |
zabrakło w moim życiu muzyki, | C D |
kiedy was nie ma to czas mnie straszy, |
że przeminę, że będę chwilą. |
Kiedy was nie ma to jakby niebo |
miało się rozstać na zawsze ze słońcem, |
kiedy was nie ma dosyć mam wszystkiego |
i pragnę stąd na zawsze odejść. |
| | Moi przyjaciele, moi przyjaciele |
moi przyjaciele, bądźcie zawsze ze mną. |
Moi przyjaciele z wami wiem, |
że wszystko mogę wystarczy tylko chcieć. |
| | Jak mam wyśpiewać, jak mam dziękować, |
jak wytłumaczyć, że bez wasz mnie nie ma, |
przytulam do was swoją wdzięczność |
i miłość moją w modlitwę zamieniam. |
Milion aniołów narysuję |
i wszystkie na raz postrącam z nieba, |
dom na górze wybuduję |
i zagram dla was kiedy trzeba. |
| | Moi przyjaciele, moi przyjaciele |
moi przyjaciele, bądźcie zawsze ze mną. |
Moi przyjaciele z wami wiem, |
że wszystko mogę wystarczy tylko chcieć. |
| | | |
Performer
: Myszy i Ludzie
Lyrics
: Jaromir Nohavica
Translation
: Tomasz Borkowski
Rano gdy budzi mnie mrok, sięgam do swoich tętnic, | a G |
Czy puls w nadgarstku bije, czy miałem jeszcze szczęście, | F E d E |
Czy też już po mnie, a wokół mam trumienną pościel, | a G |
I rano w rano ciągłe, przebudzenia do nicości. |
| | Nie ma co, nie ma jak, ni po co ani z kim, |
Nie ma gdzie, nie ma o czym, każdy sam w sobie tkwi, |
Chudy Don Kichot swojego siodła Rosynanta, |
A bóg to ślepy pilot siedzący za wolantem. |
| | Telefon włączam znów ten cudzych uczuć zwiastun, | E F d E |
By złe wieści wpuścić, jak gliny zjawią się o brzasku, | E F d E |
Wpół przebudzony, wpół jeszcze noc nade mną wisi, | d G7 |
Zaśmiałbym się, ale mam uśmiech myszki Miki. | C E |
Ranki Usuńmy. | a G F E a |
| | Chicka Corea, ktoś, życzliwy puszcza w radio, |
Jak w mauzoleum jakims, jest wesoło mi doprawdy, |
Do mumii jest kolejka, mam wory pod oczami, |
Różowy przedświt więcej, nie wzruszy mnie juz za nic. |
| | Wciąż opowiadasz o tym, co byśmy zrobić mieli, |
Lecz z wolna stygną kształty, naszych dwojga ciał w pościeli, |
Dziś już się kryję w cieniu, za czyją to przewiną, |
Siekierą przeciął drawl, co między nami było. |
| | Już łóżka rozdzielone, na dwa suwerenne kraje, |
Granicznym drutem teraz, wzór z tapety się wydaje, |
Nie przyjdzie sen bo sen to omdlenie jest rozkoszne, |
Złość pusta we mnie tylko, została po miłości. |
Druty usuńmy. |
| | Przeklinam tę godzinę, tę minutę, tę sekundę |
Gdy rzeczy nie są czarne, ale białe nie są również, |
Gdy mijam rok, ale nadal przecież światła nie ma, |
Czuwanie boli bez, błogiego znieczulenia. |
| | Wściekle w podbrzuszu kłuje i tępym bólem tętni, |
Spać tylko nie budzić się, bo myśleć nie mam chęci, |
Oparty o kolana, słucham twojego szlochu, |
Na życie już za późno, na śmierć za wcześnie trochę. |
| | Co było jeszcze wczoraj, jakby nie miało miejsca, |
Kawa wypita i już nie ma w kuchni grama więcej, |
A czego nie chcesz by się stało, to się stanie właśnie, |
Na ziemię pada zawsze, nie tą stroną kromka z masłem, |
Masło usuńmy. |
| | Mówisz mi o nadziei, splątane słowa lecą, |
Szpiegowskie satelity, krążące nad planetą, |
Piżamę z siebie zdjąć, to, dałbym jeszcze radę, |
Dwadzieścia lat mówiłem, dziś już mi się nie chce gadać. |
| | Z plakatu w ubikacji, patrzy spasione prosie, |
Macha gdy woda wirem znów ze sobą coś unosi, |
Wszystko już powiedziane i zabrane w dół do ścieku, |
Zostaje mu tu tylko, chwil parę dla oddechu. |
| | Chwytam się za nadgarstek, na dworze jest już rano, |
Sygnały dnia - zegary - na dzień dobry wydzwaniają, |
Wpół przebudzony, wpół jeszcze noc nade mną wisi, |
Zaśmiałbym się ale mam uśmiech myszki Miki. |
Miłość usuńmy. |
| | Rano gdy budzi mnie mrok, chwytam się za nadgarstek, |
Czy puls w nim jeszcze bije, czy los mi znów dał szansę, |
Czy też już po mnie, a wokół mam trumienną pościel, |
I rano w rano ciągłe przebudzenia do nicości. |
| | | |
Się masz, witam Cię, piękną sprawę mam. | D A D |
Pakuję bety swe i leć ze mną w dal. | D A D |
Rzuć kłopotów stos, no nie wykręcaj się, | G D A D |
Całuj wszystko w nos, | G D |
Osobowym drugą klasą przejedziemy się. | A |
| | Na Mazury, Mazury, Mazury, | D G D |
Wypływamy tą łajbą z tektury, |
Na Mazury, gdzie wiatr zimny wieje, |
Gdzie są ryby i grzyby, i knieje. | D A D |
Tam gdzie fale nas bujają, | G D |
Gdzie się ludzie opalają, | A D |
Wschody słońca piękne są |
I komary w dupę tną, |
Gdzie przy ogniu gra muzyka |
I gorzała w gardle znika. |
Pan leśniczy nie wiadomo skąd |
Woła do nas "poszli won!" |
| | Uszczelniłem dno, lekko chodzi miecz, |
Zęzy smrodów sto przewietrzyłem precz, |
Ster nie spada już i grot luzuje się |
Więc się ze mną rusz, |
Już nie będzie tak jak wtedy, nie denerwuj się. |
| | Na Mazury, Mazury, Mazury, |
Wypływamy tą łajbą z tektury, |
Na Mazury, gdzie wiatr zimny wieje, |
Gdzie są ryby i grzyby, i knieje. |
Tam gdzie fale nas bujają, |
Gdzie się ludzie opalają, |
Wschody słońca piękne są |
I komary w dupę tną, |
Gdzie przy ogniu gra muzyka |
I gorzała w gardle znika. |
Pan leśniczy nie wiadomo skąd |
Woła do nas "poszli won!" |
| | Skrzynkę piwa mam, ty otwieracz weź, |
Napić Ci się dam tylko mi ją nieś. |
Coś rozdziawił dziób i masz głupi wzrok, |
No nie stój jak ten słup |
Z Węgorzewa na Ruciane wykonamy skok. |
| | Na Mazury, Mazury, Mazury, | E A E |
Wypływamy tą łajbą z tektury, |
Na Mazury, gdzie wiatr zimny wieje, |
Gdzie są ryby i grzyby, i knieje. | E H7 E |
Tam gdzie fale nas bujają, | A E |
Gdzie się ludzie opalają, | H7 E |
Wschody słońca piękne są |
I komary w dupę tną, |
Gdzie przy ogniu gra muzyka |
I gorzała w gardle znika. |
Pan leśniczy nie wiadomo skąd |
Woła do nas "poszli won!" |
| | | |
Lyrics
: Jarhomir Nohavica
Music
: Jarhomir Nohavica
Translation
: Antoni Muracki
Performer
: Zbigniew Zamachowski
Widzimy się co dzień na schodach w metrze, | D G A |
gdy ona jedzie na dół – ja na powierzchnię | D G A |
Ja wracam z nocnej zmiany, | h |
a ty pracujesz rano | fis |
Ja jestem niewyspany, | G A |
ty z twarzą zatroskaną | h D |
| | A schody jadą, choć mogłyby stać | G A D |
na stacji Jerzego z Podebrad | G A D |
| | Praga o szóstej jeszcze sennie ziewa |
i tylko my naiwni – robimy co trzeba |
Ja spieszę się z kliniki, |
gna do kiosku ona |
Zmęczone dwa trybiki, |
dwie wyspy wśród miliona |
| | A schody jadą, choć mogłyby stać |
na stacji Jerzego z Podebrad. |
| | Choć o tej samej porze - randki są ruchome, |
bo w tym tandemie każdy jedzie w swoją stronę |
Ja w lewo, ona w prawo |
nie ma odwrotu |
ją czeka Rude pravo |
a na mnie pusty pokój |
| | A schody jadą, choć mogłyby stać |
na stacji Jerzego z Podebrad. |
| | Na czarodziejskich schodach czuję w sercu drżenie, |
gdy kioskareczka Ewa śle mi swe spojrzenie |
W pospiechu ledwie zdążę |
powiedzieć - „witam z rana”, |
bo całowania w biegu |
surowo się zabrania |
| | A schody jadą, choć mogłyby stać |
na stacji Jerzego z Podebrad |
| | A Praga drzemie i nic jeszcze nie wie |
o dwojgu zakochanych, zapatrzonych w siebie |
Już tęsknią nasze włosy |
pędem rozwiane |
do tego, co nas czeka |
do tego, co nieznane |
| | A schody jadą, choć mogłyby stać |
na stacji Jerzego z Podebrad. |
| | | |
Lyrics
: J. Reiser
Music
: J. Reiser
Tak smutno patrzysz przez otwarte okno | a e |
Już się latarnie w mieście zapalają | F7+ C |
I nic nie mówisz, patrzysz tylko w dół | F7+ F7+ D |
Nie chodź tam, gdzie uliczny obcy tłum | a F G C |
| | Usiądź tu obok mnie w fotelu | F7+ G C |
Słonecznikowe pestki gryź | F7+ G C |
A ja piosenkę Ci zanucę | F E a F |
Tę, której słuchać chciałabyś | G C |
| | Nie strącaj z biurka kałamarza |
Nie zrywaj z kalendarza dni |
Jeśli nie lubisz tej piosenki |
Inną, ładniejszą zagram Ci | C G C |
| | Zasnęło słońce gdzieś za antenami |
Wyłażą koty z piwnic i śmietników |
Zadzwonił tramwaj – już ostatni kurs |
Nie chodź tam, puste place, zniknął tłum |
| | Usiądź tu obok mnie w fotelu |
Słonecznikowe pestki gryź |
A ja piosenkę Ci zanucę |
Tę, której słuchać chciałabyś |
| | Nie strącaj z biurka kałamarza |
Nie zrywaj z kalendarza dni |
Jeśli nie lubisz tej piosenki |
Inną, ładniejszą zagram Ci |
| | A kiedy przyjdziesz do mnie znów pojutrze |
Popatrzysz smutno przez okno otwarte |
Wsłuchasz się w miasta przedwieczorny szum |
Powiem Ci – nie chodź tam, gdzie obcy tłum |
| | Siądziesz tu obok mnie w fotelu |
Słonecznikowe pestki gryźć |
A ja piosenkę Ci zanucę |
Tę, której słuchać chciałabyś |
| | Może kałamarz strącisz z biurka |
Lub z kalendarza zerwiesz dzień |
Może już lubisz tę piosenkę |
A może nawet lubisz mnie |
| | | |
Performer
: Marek Grechuta
| a E fis cis |
| a E fis cis |
| D E |
Było kedyś w pewnym mieście wielkie poruszenie | D E fis cis D E fis cis |
wystawiano niesłychanie piękneprzedstawienie |
wszyscy dobrze się bawili, chociaż był wyjątek | h Fis h cis A |
| E fis cis A E fis cis |
| | Młoda pani w pierwszym rzędzie wszystko miała za nic |
nawet to że spiewak śpiewał tylko dla tej pani |
i choć rozum tracił dla niej, śmiała się, klaskała |
|
| | W drugim akcie śpiewak spiewał znacznie już rozwazniej |
młoda pani była jedna ciągle niepoważna |
aż do chwili, kiedy nagle, nagle wśród pokazu |
padły słowa: |
| | Nie dokazuj, miła nie dokazuj | A D A E |
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud | A D A Fis |
nie od razu, miła nie od razu | h Fis h Cis7 |
nie od razu stopisz serca mego lód | fis H7 E A D E |
| D E |
| | Innym razem zaproszony byłem na wernisaż |
na wystawy późną nocą w głębokich piwnicach |
czy to były płótna mistrza Jana czy Kantena |
nie pamietam |
| | Były tam obrazy wielkie , płótna kolorowe |
z nieskromnymi kobietami szkice nastrojowe |
całe szczęście, że naturą martwą jednak były |
|
| | Nie dokazuj, miła nie dokazuj |
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud |
nie od razu, miła nie od razu |
nie od razu stopisz serca mego lód |
|
| | Była także inna chwila, której nie zapomnę |
Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne |
przez dziewczynę z końca sali podobną do róży |
której taniec w sercu moim święty spokój zburzył |
| | Wtedy zdarzył się niezwykły, przedziwny wypadek | D E fis D E fis |
sam już nie wiem jak to było trudno opowiadać | D E fis D E fis |
jedno tylko dziś pamiętam jak jej zaspiewałem: | h Fis h cis |
| D E fis cis D E fis cis |
| | "Usta milczą, dusza śpiewa | A h Fis h |
usta milczą, świat rozbrzmiewa " | h A E A |
| | lecz dziewczyna nie słyszała tańcem już zajęta | A E fis cis |
w tańcu komuś zaśpiewała to co tak pamiętam | A E fis cis |
| | "Nie dokazuj, miły nie dokazuj |
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud |
nie od razu, miły nie od razu |
Nie od razu stopisz serca mego lód" |
| | Nie dokazuj, miła nie dokazuj |
przecież nie jest z ciebie znowu taki cud |
nie od razu, miła nie od razu |
nie od razu stopisz serca mego lód |
| | | |
Performer
: Na Bani
Lepiej diabłu wlecieć w ramiona | a d C9 G |
Zwłaszcza gdy diabeł jest piękną dziewczyną |
Niż tylko po to pokusę pokonać |
Żeby bez lęku iść ciemną doliną |
| | Chociaż dałem się wieść mocom ciemnym | a d C9 G |
Zbiesiłem się, czarcim uległem czarom |
I choć kochałem też beznadziejnie |
To przecież miłość znam nie do wiary |
| | A miłość daleko jest od grzechu | a d C9 a d C9 |
Miłości mi trzeba jak oddechu |
Miłość daleko jest od grzechu |
Miłości mi trzeba jak oddechu |
| | | g7 a7 |
|
| | Nie biesów to czekają w niebiesiech | d B9 C9 G |
Nie pieją ku ich wątpliwej czci hymnów | d B9 g7 a7 |
Ja święty nie jestem, mój aniele | d B9 C9 G |
Ale ty zawsze stój przy mnie | B9 d C9 |
| | Nie biesów w niebie czekają z nadzieją |
Nie na ich cześć tam hymny pieją |
Choć wiary nie budzę, aniele mój |
To ty jednak przy mnie stój |
| | Być może garnków nie lepią święci |
Ale kto z innej ulepiony gliny |
W górę nie gapię się wniebowzięcie |
Gdy grzeszy myślą, słowem lub czynem |
| | Nie poznałem języka aniołów |
A i z człowiekiem dogadać się trudno |
Niczego na wiarę ot tak nie przyjąłem |
Po co nadzieją karmić się złudną? |
| | A miłość daleko jest od grzechu |
Miłości mi trzeba jak oddechu |
Miłość daleko jest od grzechu |
Miłości mi trzeba jak oddechu |
| | |
|
| | Nie biesów to czekają w niebiesiech |
Nie pieją ku ich wątpliwej czci hymnów |
Ja święty nie jestem, mój aniele |
Ale ty zawsze stój przy mnie |
| | Nie biesów w niebie czekają z nadzieją |
Nie na ich cześć tam hymny pieją |
Choć wiary nie budzę, aniele mój |
To ty jednak przy mnie stój |
| | | |
Performer
: Grzegorz Turnau
Złote nuty spadają na Rynek i dokoła muzyki jest w bród | D G |
po królewsku gotuje Wierzynek a kwiaciarki czekają na cud | e D G A |
Czasem we śnie pojawi się poseł który rację ma zawsze i basta | D G |
i uczonym oznajmia mi głosem że najlepiej nam było za Piasta | e D G A |
| | Wielkie nieba co ja słyszę wielkie nieba co się śni | G D A D G A D |
wstaję rano prędko piszę krótki refren zdania trzy | G D G D e A |
| | Nie przenoście nam stolicy do Krakowa | e A D |
chociaż tak lubicie wracać do symboli | e A D |
bo się zaraz tutaj zjawią butne miny święte słowa | G H7 e g |
i głupota która aż naprawdę boli | D A D |
| | u nas chodzi się z księżycem w butonierce |
u nas wiosną wiersze rodzą się najlepsze |
i odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce |
choć dla serca nieszczególne tu powietrze |
| | Złote nuty spadają na Rynek i dokoła muzyki jest w bród |
po królewsku gotuje Wierzynek a kwiaciarki czekają na cud |
zasłuchani w historii kawałek który matka czytała co wieczór |
przeżywaliśmy bitwy wspaniałe nadążając jak zwykle z odsieczą |
| | To się jednak już zdarzyło deszcz nie jeden na nas spadł |
nie powtórzy się co było inny dziś w kominach wiatr |
| | Nie przenoście nam stolicy do Krakowa |
chociaż tak lubicie wracać do symboli |
bo się zaraz tutaj zjawią butne miny święte słowa |
i głupota która aż naprawdę boli |
| | u nas chodzi się z księżycem w butonierce |
u nas wiosną wiersze rodzą się najlepsze |
i odmiennym jakby rytmem u nas ludziom bije serce |
choć dla serca nieszczególne tu powietrze |
| | Nie przenoście nam stolicy do Krakowa |
niech już raczej pozostanie tam gdzie jest |
najgoręcej o to proszą dobrze ważąc własne słowa |
dwa Krakusy Grzegorz T, i Andrzej S. |
| | | |
Performer
: Paweł Czekalski
Kolejny przedmiot wyrzucam | a e |
Rozstaję się z kolejną rzeczą | G D |
mnie takie rzeczy leczą | a e |
że rzeczy oknem lecą | G |
a ściany pustką świecą | D |
| | i sam z jedną świecą w pokoju |
cienie drżą płaskie na ekranie ściany |
a tylko mój cień |
a tylko świecy cień |
kiwam się powoli śpiewając ze świeczką w pokoju |
| | Mniej mam i mniemam że nie mam ja mienia |
mnie nie omamia mania mania mniemania |
ja mam imię a nie... mienienie się mianem |
ja manie mam na "nie" a me imię - Niemanie |
| | Wyrzucam ubranie ostatnie me manie |
teraz mnie w ciele bardzo bardzo wiele |
topnienia potrzeba materii ponieważ |
płomieniem ogrzewam me całe niemienie |
| | Mniej mam i mniemam że nie mam ja mienia |
mnie nie omamia mania mania mniemania |
ja mam imię a nie... mienienie się mianem |
ja manie mam na "nie" a me imię - Niemanie |
| | Płomień, cztery ściany |
wosk, knot i ja nieubrany |
ta chwila się stała |
ja wychodzę z ciała |
| | Mniej mam i mniemam że nie mam ja mienia |
mnie nie omamia mania mania mniemania |
ja mam imię a nie... mienienie się mianem |
ja manie mam na "nie" a me imię - Niemanie |
| | Patrzę w telewizor coraz bardziej się boję |
tych co nienawidzą lęku swego nie ukoję |
posiadanie bycie w stanie wiecznego nienasycenia |
a przedmioty to kłopoty posiadanie stan więzienia |
| | rzeczy tyle gromadzenia i potrzeba obronienia |
swej własności od tych gości tych co biegną od wolności |
coraz dalej a ja wcale nie odczuwam tego dreszczu |
ku wolności biec chcę stale oto sens jest mego questu |
| | rzeczy posiadanie rodzi w końcu pytanie |
jaki ma to sens, czy istnieje zatrzymanie? |
myślę że nie, a nie tylko ja mam takie zdanie |
mają ludzie z którymi mnie łączy tej muzyki granie |
| | masz mą miłość Boże, Panie, dzięki Ci za dźwięki grane |
za muzykę narkotykiem ona jest na posiadanie |
kocham Ciebie, śpiewam siebie, jestem vege, śpiewam rege |
duszę swoją zbawiam, tuszę ze przysparzam wam ja wzruszeń |
| | Mniej mam i mniemam że nie mam ja mienia |
mnie nie omamia mania mania mniemania |
ja mam imię a nie... mienienie się mianem |
ja manie mam na "nie" a me imię - Niemanie |
| | | |
Author
: Paweł Czekalski
A widzisz, mówiłem ci, że już widziałem to wcześniej. | D A |
W melodii, czy w tekście, słyszałem na mieście. | G G |
A także i w takim kontekście, |
W zwierzeniach przyjaciół - bolało mnie, wierzcie. |
| | A może sto razy już o tym słyszałeś. |
Scenariusz, co zrobisz, gdy przyjdzie już miałeś. |
I przyszło, tak wyszło. Więc takie to wszystko? |
Naprawdę, to lecisz, a krawędź jest blisko. |
| | Po raz ostatni zdołałem uwierzyć, | h A |
Że władzę nad tym jakąś mam. | G G |
Przychodzą w nocy, a rano się leży, |
By nie zacząć dnia. |
| | Nieuwolnienie, niepożegnanie, |
Więc znowu mnie masz. |
Zwlekaj się z wyra i zrób se śniadanie. |
Radę dasz. |
| | A widzisz, mówiłem ci, że już widziałem to wcześniej. |
Jest wszędzie - nie widzieć to śmieszne. |
I takie to rzeczy ja o tym słyszałem, |
Że chciałem, że chciałem. Na maxa chciałem. |
| | Gdy przyszło, tak wyszło, wywróciło wszystko. |
Za silne ognisko, by oprzeć się błyskom. |
I prysło oczekiwanie, bo to dawanie. |
I tylko dawanie, na maxa dawanie. |
| | Po raz ostatni zdołałem uwierzyć, |
Że władzę nad tym jakąś mam. |
Przychodzą w nocy, a rano się leży, |
By nie zacząć dnia. |
| | Nieuwolnienie, niepożegnanie, |
Więc znowu mnie masz. |
Zwlekaj się z wyra i zrób se śniadanie. |
Radę dasz. |
| | Wstałem znów dzisiaj ze zgarbionym plecem |
I nura w działanie, zanim się rozlecę. |
Z rozkminek nie sklecę, nic więcej się nie da. |
W kominek się gapię i dokładam drzewa. |
| | I patrzę się w siebie i liczę płomienie, |
A wiosna coś długo zamula pod śniegiem. |
Choć temat zczajony już we wszystkie strony, |
Wciąż proszę o więcej. W dłoni trzymam serce. |
| | Po raz ostatni zdołałem uwierzyć, |
Że władzę nad tym jakąś mam. |
Przychodzą w nocy, a rano się leży, |
By nie zacząć dnia. |
| | Nieuwolnienie, niepożegnanie, |
Więc znowu mnie masz. |
Zwlekaj się z wyra i zrób se śniadanie. |
Radę dasz. |
| | | |
Lyrics
: Martin Lechowicz
Music
: Martin Lechowicz
| e e6 |
Żyć w lasach nie musimy, nikt na nas nie poluje | e e G D |
Prowadzą nas na smyczy i śledzą każdy ruch | e e G D |
Bo mądry pies nie warczy, bo mądry pies waruje | a G a e |
Bo wie, że za to zawsze mieć będzie pełny brzuch | C a C D e |
| | Nikt broni nie wymierzy i nie podniesie pałki | C D G e |
Po dzikich, wolnych wilkach zostały tylko sny | C D G e D |
Nie krzykną już "obława", nie będzie żadnej walki | C G a e |
Bo nie ma więcej wilków, zostały tylko psy | C D C D e |
| | Każdego dnia wstajemy by nową stoczyć walkę |
By jeszcze bezpieczniejsze, wygodne życie wieść |
I o to byśmy mogli dla siebie mieć wersalkę |
I o to byśmy częściej kiełbasę mogli jeść |
| | Nikt broni nie wymierzy i nie podniesie pałki |
Po dzikich, wolnych wilkach zostały tylko sny |
Nie krzykną już "obława", nie będzie żadnej walki |
Bo nie ma więcej wilków, zostały tylko psy |
| | I nie ma na nas obław, nikt z nami nie chce walczyć |
I nikt nas się nie boi - choć mamy jeszcze kły! |
I dławi nas bezsilność, zew krwi nam w gardle charczy |
Bo sami wiemy żeśmy tylko domowe psy |
| | Nikt broni nie wymierzy i nie podniesie pałki |
Po dzikich, wolnych wilkach zostały tylko sny |
Nie krzykną już "obława", nie będzie żadnej walki |
Bo nie ma więcej wilków, zostały tylko psy |
| | I gdy mi powiedzieli, o starym mądrym wilku |
Co odgryzł swoją łapę by z sideł wyrwać się |
Słyszałem go jak krzyczy, choć dawno temu żył tu, |
że tam jest moje miejsce, gdzie serce woła mnie |
| | Ze snu się przebudzimy, gdy wezwie serca zew |
Łańcuchy przegryziemy, i wyrąbiemy drzwi |
I w lasy pobiegniemy, i zawrze w żyłach krew |
Bo kiedy braknie wilków wilkami będą psy |
| | | |
Lyrics
: Jerzy Reiser
Obróciła się wiosna na pięcie | G D G |
Wyminęła się z latem we drzwiach | C C7+ D |
Wpatrywałaś się w okno zawzięcie | G D G |
Może wyjdzie kominiarz na dach | C C7+ D G H7 e |
| | Potem jechał gdzieś pociąg spóźniony | e H7 e |
Ktoś trzy asy wyłożył na stół | C C97+ C6 D |
A Ty kwiaty wkładałaś w wazony | G C G |
I słyszałaś z daleka stuk kół | a C97+ C D |
| | A tymczasem rozgościł się lipiec | G D G |
Na wesele zaprosił ze stu | C C97+ D |
Pasikonik pożyczył mu skrzypiec | e H7 e |
I w tym graniu tak biegłaś bez tchu | C D |
| | Panno kminkowa, panno lipcowa | G D e D |
Twoje są łąki, Twoje skowronki wszystkich łąk | G G D D |
Idziesz polami, w palcach łodyżkę masz | e C D G C |
I gryziesz kminek, czarny przecinek nasz | G D G G |
| | Panna kminkowa, panna lipcowa |
Śmiać się gotowa letnia królowa kwietnych łąk |
Idzie polami, w palcach łodyżkę ma |
I gryzie kminek, czarny przecinek dnia |
| | Noce śniły, budziły się ranki |
Koniczyny poczwórny był liść |
Rwałaś groszek zielony przed gankiem |
Kiedy przyszło polami nam iść |
| | Trwało lato i trwała muzyka |
Rumieniłaś się wiśnią z mych ust |
Las na wzgórzu horyzont zamykał |
A Ty biegłaś ku niemu bez tchu |
| | Panno kminkowa, panno lipcowa |
Twoje są łąki, Twoje skowronki wszystkich łąk |
Idziesz polami, w palcach łodyżkę masz |
I gryziesz kminek, czarny przecinek nasz |
| | Panna kminkowa, panna lipcowa |
Śmiać się gotowa letnia królowa kwietnych łąk |
Idzie polami, w palcach łodyżkę ma |
I gryzie kminek, czarny przecinek dnia |
| | A gdy lipiec się w drogę spakował |
Oddał skrzypce i poszedł gdzieś w świat |
Ty zostałaś mi, panno kminkowa |
I łodyżki rzucane na wiatr |
| | Jesień deszczem Twe łąki przemoczy |
Zima śniegiem okryje na mróz |
A gdy lipiec zaglądnie Ci w oczy |
Znowu będziesz tak biegła bez tchu |
| | Panno kminkowa, panno lipcowa |
Twoje są łąki, Twoje skowronki wszystkich łąk |
Idziesz polami, w palcach łodyżkę masz |
I gryziesz kminek, czarny przecinek nasz |
| | Panna kminkowa, panna lipcowa |
Śmiać się gotowa letnia królowa kwietnych łąk |
Idzie polami, w palcach łodyżkę ma |
I gryzie kminek, czarny przecinek dnia |
| | | |
Posłuchaj Grażko nowej piosenki, | D e D |
O rudym majstrze z głową jak płomień. | D e D |
Ten majster Grażko słowa próbuje, | E G D |
Jak życie swoje poskładać w dobry wiersz. | e D e D |
| | Dzyń, dzyń, krople kap, kap, | D e |
To stary kran dzwoni, bo pora już spać. | G A D |
Dzyń, dzyń, puka do drzwi | D e |
Pluszowy miś w łóżeczku z tobą chrap, chrap. | G A D |
| | I wiecznie szuka po całym domu, |
Słówek wygrzanych ciepłem twych dłoni, |
Lecz nie wiedzieć czemu, ostatnio znajduje |
Coraz więcej zziębniętych, przemarzniętych i chorych. |
| | Dzyń, dzyń, krople kap, kap, |
To stary kran dzwoni, bo pora już spać. |
Dzyń, dzyń, puka do drzwi |
Pluszowy miś w łóżeczku z tobą chrap, chrap. |
| | Nad miastem nocą, jak rudy cień |
Czupryna majstra pochyla się |
Gdy zaśniesz Grażko, majster wyruszy |
Na spacer w głąb pióra po mleko, (jak zimno) i po chleb. |
| | Dzyń, dzyń, krople kap, kap, |
To stary kran dzwoni, bo pora już spać. |
Dzyń, dzyń, puka do drzwi |
Pluszowy miś w łóżeczku z tobą chrap, chrap. |
| | | |
Lyrics
: Wojciech Bellon
Performer
: Wolna Grupa Bukowina
Capo
: 2
Poślę dziewczynie torbę pomarańcz: | F C G C |
Niechaj ich wielkie kuliste głowy | G D C G |
W jej drobnych dłoniach radośnie tańczą | F C G C |
Taniec ogniście pomarańczowy. | F C G C |
Taniec ogniście pomarańczowy. |
| | Poślę dziewczynie kwiaty niedrogie, |
Co zapach ziemi płatkami kryją, |
Rosnące cicho na kopcach mogił, |
Takie nie swoje, jak ja - niczyje. |
Takie nie swoje, jak ja - niczyje. |
| | Poślę dziewczynie na liściach buka, |
Promienie słońca i wiatru zapach. |
Choć długo będę po górach szukał, |
Naniosę wreszcie je na liście - mapy. |
Naniosę wreszcie je na liście - mapy. |
| | Poślę dziewczynie ślad kół szeroki, |
Co się nie kończy i nie zaczyna, |
Odbity w kurzu spękanej drogi, |
Po której schodzi z gór biała zima. |
Po której schodzi z gór biała zima. |
| | Poślę dziewczynie miłość do szlaków, |
Do gór, połonin, bacowych gadek. |
Poślę jej czerwień ze wszystkich maków, |
A później chyba już sam przyjadę. |
A później chyba już sam przyjadę. |
| | | |
Lyrics
: Władysław Broniewski
Ty przychodzisz jak noc majowa, | a e |
biała noc, uśpiona w jaśminie, | F G |
i jaśminem pachną twoje słowa, |
i księżycem sen srebrny płynie, |
| | płyniesz cicha przez noce bezsenne |
- cichą nocą tak liście szeleszczą- |
szepcesz sny, szepcesz słowa tajemne, |
w słowach cichych skąpana jak w deszczu... |
| | To za mało! Za mało! Za mało! |
Twoje słowa tumanią i kłamią! |
Piersiom żywych daj oddech zapału, |
wiew szeroki i skrzydła do ramion! |
| | Nam te słowa ciche nie starczą. |
Marne słowa. I błahe. I zimne. |
Ty masz werbel nam zagrać do marszu! |
Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem! |
| | Jest gdzieś radość ludzka, zwyczajna, |
jest gdzieś jasne i piękne życie. |
Powszedniego chleba słów daj nam |
i stań przy nas, i rozkaż - bić się! |
| | Niepotrzebne nam białe westalki, |
noc nie zdławi świętego ognia - |
bądź jak sztandar rozwiany wśród walki, |
bądź jak w wichrze wzniesiona pochodnia! |
| | Odmień, odmień nam słowa na wargach, |
naucz śpiewać płomienniej i prościej, |
niech nas miłość ogromna potarga. |
Więcej bólu i więcej radości! |
| | Jeśli w pięści potrzebna ci harfa, |
jeśli harfa ma zakląć pioruny, |
rozkaż żyły na struny wyszarpać |
i naciągać, i trącać jak struny. |
| | Trzeba pieśnią bić aż do śmierci, |
trzeba głuszyć w ciemnościach syk węży. |
Jest gdzieś życie piękniejsze od nędzy. |
I jest miłość. I ona zwycięży. |
| | Wtenczas daj nam, poezjo, najprostsze |
ze słów prostych i z cichych - najcichsze, |
a umarłych w wieczności rozpostrzyj |
jak chorągwie podarte na wichrze. |
| | | |
Performer
: Słodki Całus od Buby
Lyrics
: K. Jurkiewicz
Music
: K. Jurkiewicz
Do góry, w dół i maszyn szum, | D |
Dni jednakowych wolny strumień... | C |
I pragnień niecierpliwość |
I zagłuszyć wspomnień już nie umiem... |
| | I płynie łódka moich snów | A |
Na czarne morza twoich włosów, | G / D |
Cumuje tuż przy tobie, by |
Twój zapach, twoje ciało poczuć. |
| | Dzień jeszcze, tydzień, jeszcze dwa, |
Czternaście długich dni i nocy... |
I ile jeszcze zwątpień, by |
Uwierzyć znowu w twoje oczy... |
| | I usta nasze łączy strach: |
Bo jeśli dało się zapomnieć... |
Dotyków szukać, marzeń, snów, |
Już dłonie biegną niespokojne. |
| | Ty dobrze wiesz, jak długa noc, | E |
Noc w niepewności i zwątpieniach. | D |
I mówisz: Musisz odejść- idź, |
Ten dom ci nie da zapomnienia. |
| | Przy tobie blisko będę i | H |
Do ciebie zawsze znajdę drogę. | A / E |
I będę wracał dobrze wiesz- |
Na stałe zostać tu nie mogę... |
| | | |
Kochanie, proszę, nie liż mnie po twarzy | C D |
Coś najprostszego zrozum, że mnie przecie, | F C |
Skoro ty nie wiesz, co to życie znaczy |
I jaką wartość życie ma na świecie. |
| | Daj łapę Jim | F C |
Na szczęście łapę podaj | F C |
Ja takiej łapy nie widziałem w życiu, | E a |
Na bezszelestną, cichą noc, w pogodę | F C |
Chodź, poszczekamy razem przy księżycu. | G C |
Daj łapę Jim, | F |
Na szczęście łapę podaj. | G C |
| | Twój pan jest miły, no i znakomity, |
Przyjmuje dużo gości - Pańska Łaska |
I każdy z nich po sierści aksamitnej |
Z uśmiechem chciałby cię pogłaskać. |
| | Daj łapę Jim |
Na szczęście łapę podaj |
Ja takiej łapy nie widziałem w życiu, |
Na bezszelestną, cichą noc, w pogodę |
Chodź, poszczekamy razem przy księżycu. |
Daj łapę Jim, |
Na szczęście łapę podaj. |
| | Mój miły Jimie, pośród twoich gości |
Tak wielu różnych i przeróżnych było, |
Czy najsmutniejsza z nich, czy ta milcząca |
Przypadkiem tu nie przychodziła. |
| | Daj łapę Jim |
Na szczęście łapę podaj |
Ja takiej łapy nie widziałem w życiu, |
Na bezszelestną, cichą noc, w pogodę |
Chodź, poszczekamy razem przy księżycu. |
Daj łapę Jim, |
Na szczęście łapę podaj. |
| | Lecz ona przyjdzie, ja ci za to ręczę, |
A ty jej w oczy patrz, nim chwila minie |
I czule, proszę, poliż ją po ręce |
Za wszystko to, con był i nie był winien |
| | | |
Performer
: Słodki Całus od Buby
A jeśli było to możliwe: | D G |
Na plaży już czekała noc, | D G A |
Pod granatowym baldachimem |
Z niecierpliwości gęstniał mrok... |
A jeśli było to możliwe: |
Nad ranem w śnieżnobiałym łóżku |
Puentować noc czerwonym winem, |
Pośród kradzionych pocałunków... |
| | Jedno wiem, jedno jest pewne, | G A |
W nieskończoności tajemniczej |
Muszą się spotkać- na to liczę, |
Nawet równoległe. | D |
| | Więc może wcale nie jest głupie, |
Nocą pod twoim krążyć domem, |
Samego siebie oszukując, |
Samemu sobie wchodząc w drogę... |
Więc może wcale nie jest głupie, |
Liczyć na jeszcze jedną szansę, |
Bez żadnej jasnej perspektywy, |
Poza przestrzenią, poza czasem... |
| | Jedno wiem, jedno jest pewne, | G A |
W nieskończoności tajemniczej |
Muszą się spotkać- na to liczę, |
Nawet równoległe. | D |
| | Więc jeśli jeszcze to możliwe | E A |
Naucz mnie milczeć, naucz śpiewać, | E A H |
Naucz mnie składać obietnice, |
Naucz mnie już się więcej nie bać... |
Więc jeśli było to możliwe, |
A ja wiedziałem, ja wiedziałem, |
Co ci odpowiem gdy zapytasz, |
Czemu po prostu nie zostałem... |
| | Jedno wiem, jedno jest pewne, | A H |
W nieskończoności tajemniczej |
Muszą się spotkać- na to liczę, |
Nawet równoległe. | E |
| | | |
Lyrics
: Jonathan Coulton
| | Heya Tom, it’s Bob.. from the office down the hall | a F C C Cmaj7 |
Good to see you buddy, how’ve you been? | a F G |
Things have been OK for me except that I’m a zombie now | Fdim a a7 D7 |
I really wish you’d let us in | G |
I think I speak for all of us when I say I understand | F C E7 a |
Why you folks might hesitate to submit to our demand | F C E7 a |
But here’s an FYI: you’re all gonna die.. screaming | F f |
| | All we want to do is eat your brains | C G F G |
We’re not unreasonable, I mean, no-one’s gonna eat your eyes | C G F G |
| | All we want to do is eat your brains | C G F G |
We’re at an impasse here, maybe we should compromise: | a e F E |
If you open up the doors | F E d |
We’ll all come inside and eat your brains | F E F G C |
| | I don’t want to nitpick, Tom, but is this really your plan? |
To spend your whole life locked inside a mall? |
Maybe that’s OK for now but someday you’ll be out of food and guns |
And then you’ll have to make the call |
I’m not surprised to see you haven’t thought it through enough |
You never had the head for all that bigger picture stuff |
But Tom, that’s what I do, and I plan on eating you.. slowly |
| | All we want to do is eat your brains |
We’re not unreasonable, I mean, no-one’s gonna eat your eyes |
| | All we want to do is eat your brains |
We’re at an impasse here, maybe we should compromise: |
If you open up the doors |
We’ll all come inside and eat your brains |
I’d like to help you Tom, in any way I can | Eb Cisdim Cis |
I sure appreciate the way you’re working with me | cis Ab |
I’m not a monster Tom, well, technically I am | e Cisdim f |
I guess I am | C |
| | I’ve got another meeting Tom, maybe we could wrap it up |
I know we’ll get to common ground somehow |
Meanwhile I’ll report back to my colleagues who were chewing on the doors |
I guess we’ll table this for now |
I’m glad to see you take constructive criticism well |
Thank you for your time I know we’re all busy as hell |
And we’ll put this thing to bed |
When I bash your head.. open |
| | All we want to do is eat your brains |
We’re not unreasonable, I mean, no-one’s gonna eat your eyes |
| | All we want to do is eat your brains |
We’re at an impasse here, maybe we should compromise: |
If you open up the doors |
We’ll all come inside and eat your brains |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Music
: Jacek Kaczmarski
Performer
: Jacek Kaczmarski
Wasze wieliczestwo, na wstępie śpieszę donieść: | a E |
Akt podpisany i po naszej myśli brzmi. |
Zgodnie z układem wyłom w Litwie i Koronie |
Stał się dziś faktem, czemu nie zaprzeczy nikt. | a E A7 |
| | Muszę tu wspomnieć jednak o gorszącej scenie, | d E |
Której wspomnienie budzi we mnie żal i wstręt, |
Zwłaszcza że miała ona miejsce w polskim sejmie, |
Gdy podpisanie paktów miało skończyć się. | d E a E |
| | Niejaki Rejtan, zresztą poseł z Nowogrodu, |
Co w jakiś sposób jego krok tłumaczy mi, |
Z szaleństwem w oczach wszerz wyciągnął się na progu |
I nie chciał puścić posłów w uchylone drzwi. |
| | Koszulę z piersi zdarł, zupełnie jak w teatrze, |
Polacy – czuły naród – dali nabrać się: |
Niektórzy w krzyk, że już nie mogą na to patrzeć, |
Inni zdobyli się na litościwą łzę. |
| | Tyle hałasu trudno sobie wyobrazić! |
Wzniesione ręce, z głów powyrywany kłak, |
Ksiądz Prymas siedział bokiem, nie widziałem twarzy, |
Evidemment, nie było mu to wszystko w smak. |
| | Ponińskij wezwał straż – to łajdak jakich mało, | d g d |
Do dalszych spraw polecam z czystym sercem go, | d g d |
Branickij twarz przy wszystkich dłońmi zakrył całą, | d E |
Szczęsnyj-Potockij był zupełnie comme il faut. | d E a E |
| | I tylko jeden szlachcic stary wyszedł z sali, |
Przewrócił krzesło i rozsypał monet stos, |
A co dziwniejsze, jak mi potem powiadali, |
To też Potockij! (Ale całkiem autre chose). |
| | Tak à propos, jedna z dwóch dam mi przydzielonych |
Z niesmakiem odwróciła się wołając – Fu! |
Niech ekscelencja spojrzy jaki owłosiony! |
(Co było zresztą szczerą prawdą, entre nous). |
| | Wszyscy krzyczeli, nie pojąłem ani słowa. |
Autorytetu władza nie ma tu za grosz, |
I bez gwarancji nadal dwór ten finansować |
To może znaczyć dla nas zbyt wysoki koszt. |
| | Tuż obok loży, gdzie wśród dam zająłem miejsce, | a E |
Szaleniec jakiś (niezamożny, sądząc z szat) | a E |
Trójbarwną wstążkę w czapce wzniósł i szablę w pięści – | a E a |
Zachodnich myśli wpływu niewątpliwy ślad! | d E a |
| | Tak, przy okazji – portret Waszej Wysokości |
Tam wisi, gdzie powiesić poleciłem go, |
Lecz z zachowania tam obecnych można wnosić, |
Że się nie cieszy wcale należytą czcią. |
| | Król, przykro mówić, też nie umiał się zachować, |
Choć nadal jest lojalny, mogę stwierdzić to; |
Wszystko, co mógł – to ręce do kieszeni schować, |
Kiedy ten mnisi lis Kołłątaj judził go. |
| | W tym zamieszaniu spadły pisma i układy. |
– Zdrajcy! – krzyczano, lecz do kogo, trudno rzec. |
Polityk przecież w ogóle nie zna słowa „zdrada”, |
A politycznych obyczajów trzeba strzec. |
| | Skłócony naród, król niepewny, szlachta dzika | a |
Sympatie zmienia wraz z nastrojem raz po raz. | E7 |
Rozgrywka z nimi to nie żadna polityka, | a E |
To wychowanie dzieci, biorąc rzecz en masse. | a E |
| | Dlatego radzę: nim ochłoną ze zdumienia |
Tą drogą dalej iść, nie grozi niczym to; |
Wygrać, co da się wygrać! Rzecz nie bez znaczenia, |
Zanim nastąpi europejskie qui pro quo! |
| | | |
Capo
: 1
Performer
: Witek Muzyk Ulicy
Lecę chyba do Londynu, do tych Brytyjczyków synów, | a F |
Matka Polka już nie karmi, nie mam za co żyć. | G a |
Już trzydziestka mnie przegania a ja ciągle bez mieszkania, |
Dobrze że lodówka pełna, to rodziców gest. |
| | Koniec z końcem się nie widzi, bo mamoną rządzą Żydzi, |
"Nie chcem ale muszem" jechać - niech to wszystko szlag! |
Może funty zmienią kartę, może cudem, jakimś fartem, |
Życie do mnie się uśmiechnie i zawołam - hej! |
| | Niewolnicy nowej ery, wszyscy darmo wykształceni, |
Przed królową spodnie zdjęli i jeszcze cieszą się. |
I złożyli broń bez walki, tańczą jak w teatrze lalki, |
Lekkość życia to dewiza generacji tej. |
| | Ja tu jednak wolę być, no bo funt nie zmienia nic. |
Na kolanach źle się myśli, boli tylko garb. |
Ja tak nie chcę, nie potrafię, w żyłach płynie Lachów krew, |
Wszędzie trzeba żyć i walczyć, nie, nie poddam się! |
| | Nie poddam się, nie poddam się... | F G a |
Pamiętaj, pamiętaj - masz serce wolności, | d a d a |
Pamiętaj, pamiętaj - nie kupi Cię nikt! | d a F G a |
Pamiętaj, pamiętaj - masz serce wolności, |
Pamiętaj, pamiętaj - nie kupi Cię nikt! |
| | Już nie lecę do Londynu, do tych Brytyjczyków synów, |
Co we wrześniu nie pomogli, a tu został gruz. |
Na tych gruzach budowali, dziadek z babcią no i Stalin. |
Miasto które jak ten Feniks odrodziło się! |
| | Odrodziło się, odrodziło się... | F G a |
Pamiętaj, pamiętaj - masz serce wolności, |
Pamiętaj, pamiętaj - nie kupi Cię nikt! |
Pamiętaj, pamiętaj - masz serce wolności, |
Pamiętaj, pamiętaj - nie kupi Cię nikt! |
Nie kupi Cię nikt, nie kupi Cię nikt, nie kupi Cię nikt! |
| | | |
Performer
: Miracle of Sound
| d F G |
From Omega to Mars | d |
From the Council to the seediest bars | F G |
From the reaches of space |
To the pillars of Asari grace |
| | There are battle-worn batarians lacking in humility |
Turians a braggin' bout their reach and flexibility |
The clutter of the cities spreads to the loneliest stars | d F G |
| | But no matter what scars you bear | F G |
Whatever uniform you wear | B C |
You can fight like a Krogan, run like a leopard |
But you'll never be better than Commander Shepard |
| | |
In the Citadel's halls |
Inside the shining walls |
Hear the stories from Earth |
Fighters try to prove their worth |
| | Salarian science smothered in idium |
About as stimulating as scanning for irridium |
But one tale holds every mind enthralled |
| | But no matter what scars you bear | F G |
Whatever uniform you wear | B C |
You can fight like a Krogan, run like a leopard |
But you'll never be better than Commander Shepard |
| | COMMAAANDERRRR SHEEEPAAAARD | d |
| | 'Cos no matter what scars you bear |
Whatever uniform you wear |
You can fight like a Krogan, run like a leopard |
But you'll never be better than Commander Shepard |
| | You can fight like a Krogan, run like a leopard |
But you'll never be better than Commander Shepard |
You can fight like a Krogan, run like a leopard |
But you'll never be better than Commander Shepard |
| | | d |
Never be better than Commander Shepard | F G d |
Never be better than Commander Shepard |
Never be better than Commander Shepard |
Never be better than Commander Shepard |
| | | |
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Music
: Przemysław Gintrowski
Wielkich upadków więcej widzieliśmy, niż wzlotów, | fis G A G fis |
Byliśmy oczywiście na uczcie Baltazara, |
Uczyliśmy się mowy zwycięskich Wizygotów | e fis G fis e |
Na służbie ostatniego przepiwszy żołd Cezara. | fis G A G fis |
| | Przeżyliśmy Rolanda, by świadczyć śmierć Karola, |
Pozostałościom mocarstw nie oczekiwać łaski. |
Razem z Ludwikiem Świętym widząc się w aureolach |
Wyrzygiwaliśmy krew w jerozolimskie piaski. |
| | Co było wszechpotężne — zdaje się niedorzeczne. |
Gdzie słodka woń Arabii? Gdzie tajemniczy Syjam? |
Religie tysiącletnie też nie są dla nas wieczne |
I demokracja kwitnie, dojrzewa i przemija... |
| | A nas wiedzie siedem demonów, co nami się karmią: | G D e |
| | Na przedzie pycha podąża z tańczącą latarnią, | G D a C e |
Chciwość wczepiła się w' siodło i grzebie po sakwach, |
Broi pod zbroją lubieżność, pokusa niełatwa. | C G a |
Bandzioch domaga się płynów i straw do przesytu, | G D a C e |
Wabi rozkoszne lenistwo do łóż z aksamitu, | G D a C e |
Gniew zrywa ze snu i groźbą na oślep wywija, | C G a |
A zazdrość nie wie, co sen i po cichu zabija. | G D a C e |
| | Tak zbrojni w moce, na które nie ma lekarstwa | G D / Fis e |
Stawiamy nadal i obalamy mocarstwa. |
| | Każdemu więc z imperiów bezsprzecznie zasłużeni | e fis G A e |
My — ludzie pióra, miecza lub zajęczego lęku | G A h A h |
Jesteśmy grabarzami swych własnych dzieł stworzenia, | D C h C a |
Zajęczym lękiem niszcząc je, mieczem lub piosenką. | C h a h G |
| | Samotnie wędrujemy po dawnych bitew szlakach, | h a G a fis |
Którymi dzisiaj rządzi chwast, kamień lub jaszczurka | G fis G e |
Wierzchowiec się potyka, bo ciąży mu kulbaka | e fis G A e |
I jeździec w pełnej zbroi błądzący po pagórkach. | G A h A h |
| | jesteśmy jak zwierzęta — z rytmami śmierci zżyte, | D C h C a |
Choć człowiek w nas — do Nowej wciąż prze Jerozolimy; | C h a h G |
Więc nastawiamy ucha na echa nowych bitew, | h a G a fis |
Bo wiemy, że na pewno je w końcu usłyszymy... | a G fis G e |
| | I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią: |
| | Na przedzie pycha podąża z tańczącą latarnią, |
Chciwość wczepiła się w' siodło i grzebie po sakwach, |
Broi pod zbroją lubieżność, pokusa niełatwa. |
Bandzioch domaga się płynów i straw do przesytu, |
Wabi rozkoszne lenistwo do łóż z aksamitu, |
Gniew zrywa ze snu i groźbą na oślep wywija, |
A zazdrość nie wie, co sen i po cichu zabija. |
| | Tak zbrojni w moce, na które nie ma lekarstwa |
Będziemy nadal stawiać i zwalać mocarstwa. |
| | | |
Lyrics
: Krzysztof Jurkiewicz
Music
: Krzysztof Jurkiewicz
Taka jesteś dzisiaj śliczna, nawet z papierosem, | D G D |
Gdy uwodzicielsko patrzysz poprzez tytoniowy dym. | G A |
Taka jesteś dzisiaj śliczna, lecz nie pytaj proszę, | D G D |
Skąd w piosenkach moich takie gorzkie łzy. | G A D |
| | Gdy naprawdę przyjdzie smutek, | G |
Zaraz pojmiesz wszystko. | D |
Jest jak step bezkresny tak, | h |
Że tylko do księżyca wyć. | E7 A |
A ja nawet jeszcze nie zacząłem | D |
Śpiewać po rosyjsku, | G D |
Jeszcze nie zacząłem wódki | G A |
Szklanką pić. | D |
| | Taka jesteś dzisiaj dobra, serca tak wielkiego, |
Żeby smutek mój ukoić, zaraz ofiarujesz się. |
Jak sanitariuszka- wiesz- z powstania warszawskiego, |
Każdą z setki moich ran opatrzyć chcesz. |
| | A mój smutek jest jak noc |
Skąpana w samotności, |
Jak niesiona wiatrem w ciemność |
Wątła pajęczyny nić. |
A ja nawet jeszcze nie zacząłem |
Śpiewać o miłości, |
Nie zacząłem wątpić w to |
Że warto żyć. |
| | Taka jesteś dzisiaj mądra, tak rozumiesz wszystko, |
Zda się łapiesz w locie każdą niewypowiedzianą myśl. |
Taka jesteś dzisiaj mądra- lepiej odejdź szybko, |
By nie rozczarował cię deszczowy świt. |
| | Smutku który we mnie płonie |
Ugasić się nie da, |
Jest jak torfowisko, co się będzie wiecznie |
Pod powierzchnią tlić. |
A ja nawet jeszcze nie zacząłem |
Tak naprawdę śpiewać |
Tak naprawdę nie zacząłem |
Sobą być |
| | | |
Performer
: Jerzy Michotek
Na prerię szary spłynął zmrok, po stepach wieje wiatr. | a C |
Rozsiodłał konia stary kowboj, przy ognisku siadł. | a C |
Gdy ogień resztką sił się tlił, dorzucił parę drew. | a |
Wieczorne mgły niosą jego śpiew. | F a |
| | Co mi tam wiatr, co mi tam chłód. | C a |
Byle był koń, wiatronogi druh. | F a |
Byle był kolt, lasso i bat |
Co mi tam chłód, co mi tam wiatr. |
| | Pamiętasz stary koniu, jak żeś młodym źrebcem był? |
Marzyłem - kupię sobie dom, jak człowiek będę żył. |
Pasałem bydło całe życie, co dziś mam, czy wiesz? |
Dwa kolty, siodło, ciebie i tę pieśń. |
| | Co mi tam wiatr, co mi tam chłód. |
Byle był koń, wiatronogi druh. |
Byle był kolt, lasso i bat |
Co mi tam chłód, co mi tam wiatr. |
| | Nad ranem, gdy kowboje wyganiali bydło w step, |
Starego pochowali, starej szkapie kula w łeb. |
Na morzu prerii, w dali gdzieś, kowbojów znika sznur. |
Wiatr niesie pieśń, wzmaga jeszcze ból. |
| | Co mi tam wiatr, co mi tam chłód. |
Byle był koń, wiatronogi druh. |
Byle był kolt, lasso i bat |
Co mi tam chłód, co mi tam wiatr. |
| | | |
Lyrics
: Jonathan Coulton
Music
: Jonathan Coulton
Performer
: GLaDOS
This was a triumph | h D h D |
I’m making a note here: huge success | h D h D |
It’s hard to overstate my satisfaction | e A D h D |
| | Aperture Science | h D h D |
We do what we must because we can | h D h D h |
For the good of all of us | e A |
Except the ones who are dead | B |
| | But there’s no sense crying over every mistake | F C B F |
You just keep on trying till you run out of cake |
And the science gets done and you make a neat gun | g C F d |
For the people who are still alive | B A D h D |
| | I’m not even angry |
I’m being so sincere right now |
Even though you broke my heart and killed me |
| | And tore me to pieces |
And threw every piece into a fire |
As they burned it hurt because |
I was so happy for you |
| | Now these points of data make a beautiful line |
And we’re out of beta, we’re releasing on time |
So I’m glad I got burned, think of all the things we learned |
For the people who are still alive |
| | Go ahead and leave me |
I think I’d prefer to stay inside |
Maybe you’ll find someone else to help you |
| | Maybe Black Mesa |
That was a joke, ha ha, fat chance |
Anyway this cake is great |
It’s so delicious and moist |
| | Look at me still talking when there’s science to do |
When I look out there it makes me glad I’m not you |
I’ve experiments to run, there is research to be done |
On the people who are still alive |
| | And believe me I am still alive |
I’m doing science and I’m still alive |
I feel fantastic and I’m still alive |
And while you’re dying I’ll be still alive |
And when you’re dead I will be still alive |
Still alive | D h |
Still alive |
| | | |
Kiedy niebo do morza przytula się z płaczem | C E7 a F |
Licho sosny garbate do reszty wykrzywia | C G d7 G |
Brzegiem nocy wędrują bezdomni tułacze | C E7 a F |
I nikt nie wie, skąd idą, jaki wiatr ich przywiał | C F G C |
| | Do tawerny "Pod pijaną zgrają" | F G C a |
Do tańczących, rozhukanych ścian | F G C a |
I do dziewczyn, które serca za złamany grosz oddają | F G C A7 |
Nie pytając, czyś ty kiep, czy drań | d G C C |
| | Kiedy wiatry noc chmurną przegonią za wodę |
Gdy pół słońca, pół nieba, pół morza rozpali |
Opuszczają wędrowcy uśpioną gospodę |
Z pierwszą bryzą znikają w pomarszczonej dali |
| | A w tawernie "Pod pijaną zgrają" |
Spływa smutek z okopconych ścian |
A dziewczyny z półgrosików amulety układają |
Na kochanie, na tęsknotę i na żal |
| | Kiedy chandra jesienna jak mgła Cię otoczy |
Kiedy wszystko postawisz na kartę przegraną |
Zamiast siedzieć bezczynnie i płakać lub psioczyć |
Weź węzełek na plecy, ruszaj w świat w nieznane |
| | Do tawerny "Pod pijaną zgrają" |
Do tańczących, rozhukanych ścian |
I do dziewczyn, które serca za złamany grosz oddają |
Nie pytając, czyś ty kiep, czy drań |
| | | |
Lyrics
: Rudi Shuberth & Wały Jagiellonskie
Music
: Rudi Shuberth & Wały Jagiellonskie
Performer
: Wały Jagiellonskie
Ala ma Asa, As to Ali pies, | G E7 A7 D7 |
Nikt się z nim nie bawi, bo szkolony jest. | G E7 A7 D7 |
Ola miała kota, lecz zagryzł go As, | G G7 C G0 |
Wszyscy bardzo się boimy, by nie zagryzł nas. | C G D G |
| | To jest pszczółka Maja, a tu stoi ul, |
To jest Ali tata co żyje jak król, |
Mógłby być konsulem gdyby tylko chciał; |
Tata Oli siedzi w ulu bo za mało brał. |
| | Twój pierwszy elementarz, powiedz czy, | D G E7 A7 D7 |
Jeszcze coś pamiętasz z tamtych dni. | G E7 A7 D7 |
Kiedy byłeś mały i piękny był świat, | G G7 C G0 |
Dzisiaj jakby trochę zbrzydł i zbladł. | C G D G |
| | To jest Ala z domku, to Ola z M-2, |
Obie z jednej klasy, z klasy I A, |
Mają dobre stopnie, pilnie uczą się |
Jak murzynek Bambo źle ma w czarnej Afryce. |
To jest popelina a tu cenny wkład, |
Tu jest druga Polska a tam trzeci świat, |
To jest obcy reżim a to własny wikt |
Co ma piernik do wiatraka nie wie w klasie nikt. |
| | Twój pierwszy elementarz, powiedz czy, |
Jeszcze coś pamiętasz z tamtych dni. |
Przemija epoka i zmienia się świat, |
Elementarz się nie zmienia już od wielu lat. |
| | To jest pan robotnik, a to jest pan chłop, |
Tu są nowe drogi a tutaj znak stop, |
Wokół rośnie zborze i kominów las, |
A panowie z telewizji kręcą cały czas. |
To jest wielka płyta a tam stoi dźwig, |
Domy wznosi murarz, żeby rosły w mig, |
Ale żeby murarz domy wznosić mógł |
| | Czuwać musi żołnierz, czuwać musi żołnierz | G C G C |
Czuwać musi żołnierz, by nie przeszkodził wróg - nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie! | G C G D G |
| | | |
Music
: J Reiser
Lyrics
: Konstanty Ildefons Gałczyński
Tu, gdzie się gwiazdy zbiegły w taką kapelę dużą | C d7 e F7+ C E |
Domek z czerwonej cegły rumieni się na wzgórzu | a F7+ d G G55+ |
Za oknem las i pole, las – rozmowa sosnowa | C d7 e F7+ C E |
Dzień minął i na stole stoi lampa naftowa | a F7+ C G C |
| | I płynie koncert wielki przez dęby i przez świerki | G C G A d |
Cienie na każdej ścianie – nocne muzykowanie | F A d C G C |
| | Tańczy noc – rozśpiewała się | G C |
Po pagórkach, po kotlinach | G A d |
Tańczy noc – roztańczyła się | G C |
W wieńcu z dzikiego wina | F C G |
| | Dmie wiatr w srebrne pasma chmur | G C |
A każda chmura inna | E a G |
Tańczy noc – roztańczyła się | F C a |
W wieńcu z dzikiego wina | d G C F7+ C |
| | Wiatr chodzi nad jeziorem – trąca dęby i graby |
Już wieczór, a wieczorem znów zaświecamy lampy |
| | I płynie koncert wielki przez dęby i przez świerki |
Lamp lśnienie, migotanie – nocne muzykowanie |
| | Tańczy noc – rozśpiewała się |
Po pagórkach, po kotlinach |
Tańczy noc – roztańczyła się |
W wieńcu z dzikiego wina |
| | Dmie wiatr w srebrne pasma chmur |
A każda chmura inna |
Tańczy noc – roztańczyła się |
W wieńcu z dzikiego wina |
| | Gwiazdy jak śnieg się sypią, do leśniczówki wchodzą |
Każdą okienną szybą, każdą wrześniową nocą |
| | I płynie koncert wielki przez dęby i przez świerki |
Księżyc na każdej ścianie – nocne muzykowanie |
| | Tańczy noc – rozśpiewała się |
Po pagórkach, po kotlinach |
Tańczy noc – roztańczyła się |
W wieńcu z dzikiego wina |
| | Dmie wiatr w srebrne pasma chmur |
A każda chmura inna |
Tańczy noc – roztańczyła się |
W wieńcu z dzikiego wina |
| | | |
Lyrics
: Tom Borkowski
Music
: Magda Snarska
Performer
: Na Bani
Wędruję ścieżką od ciebie do ciebie | A2 |
Choć droga prowadzi tylko przez góry | fis F A2 |
Przez świat zatopiony wierzchołkami w niebie |
Dwa światy znam – lecz ten mój to który ? |
| | Góry rozpadły się w stos fotografii | D E7 |
Poprzecinane wąwozami miasta | A2 fis F A2 |
Ale ty mój świat ułożyć potrafisz |
I świat znów zaczyna w góry się zrastać |
| | Góry to nasze spiętrzone marzenia | C G a F |
W górach ludzie jak one rosną ku niebu |
Morze szczytów nas w żeglarzy przemienia |
Sterujących coraz dalej od brzegu od brzegu |
Góry to ludzie, którzy je niosą w plecaku |
Ludzie są jak góry, które noszą w sobie |
Gdzie oczy poniosą wędrujemy szlakiem |
A u celu i tak czeka drugi człowiek |
| | Wędruję ścieżką od ciebie do ciebie |
Choć nie ma drogi poza górami |
Już poza tobą świata nie dostrzegam |
Zawieszona między dwoma światami |
| | Tęsknię za tobą na pustych szczytach |
Lecz mój wzrok nie sięga w doliny |
U świata krawędzi z chmur skłębionych czytam |
Świat na tobie się kończy na tobie zaczyna |
| | Góry to nasze spiętrzone marzenia | C G a F |
W górach ludzie jak one rosną ku niebu |
Morze szczytów nas w żeglarzy przemienia |
Sterujących coraz dalej od brzegu od brzegu |
Góry to ludzie, którzy je niosą w plecaku |
Ludzie są jak góry, które noszą w sobie |
Gdzie oczy poniosą wędrujemy szlakiem |
A u celu i tak czeka drugi człowiek |
| | Góry to nasze spiętrzone marzenia | D A h G |
W górach ludzie jak one rosną ku niebu |
Morze szczytów nas w żeglarzy przemienia |
Sterujących coraz dalej od brzegu od brzegu |
Góry to ludzie, którzy je niosą w plecaku |
Ludzie są jak góry, które noszą w sobie |
Gdzie oczy poniosą wędrujemy szlakiem |
A u celu i tak czeka drugi człowiek |
| | | |
Fall is here, hear the yell | G |
back to school, ring the bell | G |
brand new shoes, walking blues | C |
climb the fence, books and pens | G |
i can tell that we are gonna be friends | D C G |
| | walk with me, suzy lee |
through the park, and by the tree |
we will rest upon the ground |
and look at all the bugs we`ve found |
then safetly walk to school without a sound |
| | well here we are, no one else |
we walked to school all by ourselves |
there`s dirt on our uniforms |
from chasing all the ants and worms |
we clean up and now it`s time to learn |
| | numbers. letters, learn to spell |
noun, and books, and show and tell |
at playtime we will throw the ball |
back to class, through the hall |
teacher marks our height against the wall |
| | and we don`t noticeany time pass | C G |
we don`t notice anything | C G |
we sit side by side in every class | D |
teacher thinks that i sound funny | C |
but she likes the way you sing | D |
| | tonight i`ll dream while i`m in bed |
when silly songs go through my head |
about the bugs and alphabet |
and when i wake tomorrow i`ll bet |
that you and i will walk together again |
(cuase i can tll that we are going to be friends) | D C G |
| | | |
Lyrics
: Olek Grotowski
Music
: Olek Grotowski
Raz staruszek w lesie koło Krosna, | e A7 e |
Ujrzał pączek niewielki na drzewie. | e A7 H7 |
I pomyślał: „znowu idzie wiosna”. | e A7 e |
Wiosna idzie , „lecz nikt o tym nie wie”. | C H7 e |
| | I podreptał do chaty po dróżce | C D G e |
I oznajmił, stanąwszy przed chatą, |
Swojej żonie tak samo staruszce: |
„Wiosna idzie, raduj się Agato.” | C H7 e |
| | Zaś staruszka wzruszyła się szczerze, |
I z radości aż klasnęła w dłonie: |
„Możesz przestać chodzić w pulowerze”. |
Wkrótce pewnie zakwitną jabłonie. |
| | Może zrobić się ciepło już jutro |
Lub pojutrze a może za tydzień. |
Trzeba będzie schować w kufrze futro. |
Co za radość: wiosna, wiosna idzie.” |
| | A był styczeń, śnieżyca okrutna . |
Mróz siarczysty aż odrywał uszy. |
Prócz staruszków nikt chyba nie myślał |
Że już wkrótce wiosna ku nam ruszy. |
| | Ale cóż, oni żyli najdłużej, |
Mieli swoje staruszkowe zasady |
I wiedzieli, że prędzej czy później |
Wiosna przyjdzie i zakwitną sady. |
| | | |
Performer
: Jacek Kaczmarski
Lyrics
: Jacek Kaczmarski
Niecodzienne zbiegowisko na śródmiejskim rynku | e |
W oknach, bramach i przy studni, w kościele i w szynku. |
Straganiarzy, zakonników, błaznów i karzełków |
Roi się pstrokate mrowie, roi się wśród zgiełku. |
| | Praca stała się zabawą, a zabawa - pracą: | e D C D C D e |
Toczą się po ziemi kości, z kart się sypią wióry, |
Nic nie znaczy ten, kto nie gra, ci co grają - tracą |
Ale nie odróżnić w ciżbie który z nich jest który. |
| | W drzwiach świątyni na serwecie krzyże po trzy grosze, | e D G D C D e |
Rozgrzeszeni wysypują się bocznymi drzwiami. |
Klęczą jałmużnicy w prochu pomiędzy mnichami, |
Nie odróżnić, który święty, a który świętoszek. |
| | Oszalało miasto całe, | e C e D C D e |
Nie wie starzec ni wyrostek | C D e |
Czy to post jest karnawałem, |
Czy karnawał - postem! |
| | Dosiadł stulitrowej beczki kapral kawalarzy |
Kałdun - tarczą, hełmem - rechot na rozlanej twarzy. |
Zatknął na swej kopii upieczony łeb prosięcia, |
Będzie żarcie, będzie picie, będzie łup do wzięcia. |
| | Przeciw niemu - tron drewniany zaprzężony w księży, |
A na tronie wychudzony tkwi apostoł postu. |
Już przeprasza Pana Boga za to, że zwycięży, |
A do ręki zamiast kopii wziął Piotrowe Wiosło. |
| | Prześcigają się stronnicy w hasłach i modlitwach, |
Minstrel śpiewa jak to stanął brat przeciwko bratu. |
W przepełnionej karczmie gawiedź czeka rezultatu, |
Dziecko macha chorągiewką - będzie wielka bitwa. |
| | Oszalało miasto całe, |
Nie wie starzec ni wyrostek |
Czy to post jest karnawałem, |
Czy karnawał - postem! |
| | Siedzę w oknie, patrzę z góry, cały świat mam w oku, |
Widzę co kto kradnie, gubi, czego szuka w tłoku. |
Zmierzchem pójdę do kościoła, wyspowiadam grzeszki, |
Nocą przejdę się po rynku i pozbieram resztki. |
| | Z nich karnawałowo-postną ucztą jak się patrzy | e C e D C D e C D e |
Uraduję bliski sercu ludek wasz żebraczy. |
Żeby w waszym towarzystwie pojąć prawdę całą: |
Dusza moja - pragnie postu, ciało - karnawału! |
| | | |
Performer
: Siudma Góra
Liści zielenią zagrajcie | h Fis G Fis |
Wino już dawno gra w żyłach |
W dół lecą żołędzie, krajce | A G |
Nagroda twa, kara mija | G Fis |
| h Fis G Fis |
A tu triumfy święcą źli gracze |
Bo ile fortuna jest warta |
Powiedzą ci, co karty znaczą |
Gdy nie masz szczęścia w tych kartach |
| | Nieważne, kto miał prawa, ale kto wziął lewy | h G h G |
Nie kto był co wart, tylko kto miał fart | G Fis |
Jak stary szuler los rozdaje kredyt |
Wina i kara są z różnych talii kart |
| | Chowaj karty tuż przy orderach |
W świetle same grają kolory |
Ostatni dzwonek – to teraz |
Krzyż pański, serce moje |
| | Kto powie pas, opuści kolej |
Nie będzie mógł popuścić pasa |
Gdy runie domek z kart na stole |
Na szczęście miej w rękawie asa | |
| | Nieważne, kto miał prawa, ale kto wziął lewy |
Nie kto był co wart, tylko kto miał fart |
Jak stary szuler los rozdaje kredyt |
Wina i kara są z różnych talii kart |
| | Czerwień serc na krzyż przecięta |
Na krzyżu nie szukaj Boga |
Na jedną kartę rzuć szczęście |
Lecz drogo zapłacisz, ma droga |
| | Tu dzwonki biją i serca |
A serce pika przebija |
Kto nie ma w kartach szczęścia |
Tego też nie stać na miłość |
| | Nieważne, kto miał prawa, ale kto wziął lewy |
Nie kto był co wart, tylko kto miał fart |
Jak stary szuler los rozdaje kredyt |
Wina i kara są z różnych talii kart |
| | | |
Lyrics
: Jerzy Reiser
Jeśli chciałbyś być moim światem | C A d F |
Muszę wiedzieć, czyś tego wart | C G F C |
Musisz spotkać mnie kiedyś latem |
By powróżyć z akacji kart |
| | Licz, jak chcesz, i pamiętaj o tym | F B F |
Żeby został ten jeden liść | d C G |
Jeśli chciałbyś być moim światem | C A d F |
Wiesz już teraz, z czym do mnie przyjść | C G F C |
| | Jeśli chciałbyś mieć ze mną dzieci |
Muszę wiedzieć, co niesie los |
Siądź na pniu, kiedy słońce świeci |
By się wsłuchać w kukułki głos |
| | Licz, jak chcesz, i pamiętaj o tym |
Żebyś miał z sobą chociaż grosz |
Gdy poczujesz mej ręki dotyk |
Możesz posłać po kwiatów kosz |
| | Jeśli chciałbyś być moim niebem |
Muszę wiedzieć, czy wytrwasz w tym |
Czy się manna rozmnoży chlebem |
Czy rozwieje w niebieski dym |
| | Spójrz na gwiazdy nad swoim domem |
Może znajdziesz mej gwiazdy blask |
Jeśli chciałbyś być nieboskłonem |
Otwórz okno w wieczoru czas |
| | Jeśli chciałbyś układać wiersze |
Muszę wiedzieć, czy będę w nich |
W wierszach łzy przecież są najszczersze |
Łzy radości i godzin złych |
| | Licz, jak chcesz sylab nieporządek |
Abyś rymu nie zgubił gdzieś |
Jeśli chciałbyś popłynąć z prądem |
Napisz dla mnie choć jeden wiersz |
| | | |